Kto za tym stoi? – pada pytanie z ust bezradnych dziennikarzy i polityków. Tropy jednych (PO) kierowane są ku Rosji, a drugich (PiS) ku Niemcom. Biedna Polska, biedni Polacy. Znów osaczeni przez potężnych sąsiadów. Dobrze, że to tylko taśmy, a nie hordy po zęby uzbrojonych wojsk, „zielonych ludzików” czy skrytobójczych zamachów. Kto prowadził cały zastęp czołowych polityków, otoczonych funkcjonariuszami Biura Ochrony Rządu, i prezesów do restauracji (trzech, w tym najbardziej ulubionej „Sowa i Przyjaciele”) w których sympatyczni kelnerzy realizowali zlecone podsłuchy. Szli jak owce na rzeź, lecieli jak muchy do lepu.

Bezpośrednio zlecał nagrania, jak zeznali kelnerzy, niejaki pan Falenta, zadłużony na 20 milionów dolarów u Rosjan na poczet wpływów z eksportu węgla do Polski. Gdyby to była tylko sprawa długu to Rosjanie wiedzą jak go ściągać. Ale sprawa jest chyba głębsza bo facet żyje, a wyrok więzienia nie jest na nim wykonywany. Więc kto zlecał Falencie nagrania? Kto dysponuje pozostałymi taśmami? Bo o ich istnieniu są przekonani sami nagrywani, a oni wiedzą najlepiej o czym i z kim rozmawiali.

Nie wchodząc w treść nagranych rozmów dwie rzeczy są pewne. Po pierwsze nagrywani, pełniący kluczowe funkcje w państwie (szefowie MSW, MSZ, Min. Rozwoju, NBP, czołowych banków i firm) dali się podejść jak dzieci. Po drugie zleceniodawcy i dysponenci nagrań byli i są zainteresowani skłócaniem Polaków i osłabianiem władzy, jaką by nie była.

Na kanwie upublicznianych taśm stanęły mi przed oczami mniejsze lub większe afery sprzed lat. I tak sprawa Anastazji P., z samego początku polskiej transformacji. Kobiety prowokującej polityków, bez względu na opcje (m.in. Stefana Niesiołowskiego, Leszka Millera), do nieobyczajnych zachowań. Buszowała po Sejmie i sejmowym hotelu wciągając w niedwuznaczne sytuacje wybranych wybrańców narodu. Zrobiła się z tego niezła zadyma.

Potem była o wiele poważniejsza sprawa śp. Józefa Oleksego, pełniącego wówczas funkcję premiera, oskarżonego z trybuny sejmowej przez Ministra Spraw Wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego o współpracę z rosyjskim wywiadem. Milczanowski uczynił to w porozumieniu z ustępującym, po przegranych wyborach, prezydentem L. Wałęsą. Po latach śledztwa nie potwierdziły się zarzuty wobec Oleksego, ale potężny kryzys w państwie spowodowały.

Ponownie J. Oleksy (niech ziemia lekką mu będzie, bo był lubiany) dał się podejść jednemu z niewielu, a może jedynemu polskiemu oligarsze śp. Aleksandrowi Gudzowatemu, który dorobił się gigantycznego majątku na imporcie rosyjskiego gazu do Polski. A takich kontraktów nie otrzymuje się przypadkowo. Otóż Gudzowaty nagrał Oleksego, kiedy prowadzili swobodną rozmowę przy winie, w której to Oleksy popłynął w dywagacjach nad wątpliwymi źródłami wzbogacenia się prezydenta A. Kwaśniewskiego, skądinąd swojego wieloletniego partyjnego towarzysza. Ujawnione  w owym czasie nagranie było mocnym klinem wbitym w polityków wywodzących się z PZPR. Jakby zemstą za zdradę dawnych przyjaciół budujących wspólnie socjalizm.

Wreszcie religia smoleńska, która pojawiła się po tej wielkiej tragedii. Sprokurowana przez grono nawiedzonych politykierów, na czele z Antonim Macierewiczem, dla której paliwem była absurdalna teza o zamachu, którego jakoby dopuścić się mieli Rosjanie w stosunku do polskiej elity.

Wiele lat alternatywnych dochodzeń, parareligijnych miesięcznic, podejrzanych zagranicznych „ekspertów”, dziesiątki milionów wydanych pieniędzy. Religia smoleńska, której wyznawcy ciągle błąkają się na firmamencie, także mocno podzieliła Polaków. Dziś kiedy PiS ma pełną władzę niczego nie dowiódł dla poparcia teorii zamachu. A J. Kaczyński na dobre już chyba zrezygnował z tej cynicznej, prowadzonej na trupie swojego brata i bratowej oraz pozostałych ofiar, gry.

Rzecz w tym, że każda z przywołanych afer narobiła wielu szkód na żywym organizmie Rzeczypospolitej, a prawdziwi ich zleceniodawcy nie zostali zidentyfikowani.

Ale jak można być skutecznym w przeciwdziałaniu takim sprawom skoro w ciągu 29 lat naszej na nowo odzyskanej wolności i niepodległości mieliśmy 16 premierów, 26 ministrów spraw wewnętrznych, 23 ministrów sprawiedliwości, 16 komendantów głównych Policji, 19 szefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (następczyni UOP), 22 kierujących kontrwywiadem wojskowym, 15 komendantów Biura Ochrony Rządu (dzisiaj Służba Ochrony Państwa). Czy przy takiej karuzeli na tak ważnych stanowiskach jest możliwa jakaś konsekwentna polityka związana z budową sprawnego wymiaru sprawiedliwości i służb specjalnych skoro każdy z kierujących instytucjami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo państwa nie zna ani dnia ani godziny w której przychodzi mu pożegnać się z pełnioną funkcją? W taki sposób nie uda nam się zbudować profesjonalnych, apolitycznych i apartyjnych, wolnych od koniunkturalnych zachowań  służb umiejących dbać o bezpieczeństwo państwa i wytworzyć sytuację, że to „pies kręci ogonem, a nie ogon psem”.

Jan Król, 10.10. 2018.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.