fot. KPRM

W samo południe dokonał się ciąg dalszy rekonstrukcji rządu. Zmiany miały umiarkowanie istotny charakter. Odeszli szkodliwi ministrowie: Macierewicz, Waszczykowski, Szyszko, Radziwiłł, i dobrze; oraz merytoryczna Streżyńska, nie wiadomo dlaczego. Jako nowy członek rządu, ale super zaufany prezesa, pojawił się Joachim Brudziński (MSWiA), a poprzesuwani zostali: Błaszczak (MON), Czaputowicz (MSZ), Kwieciński (inwestycje i rozwój), Kowalczyk (środowisko), Czerwińska (finanse), Emilewicz (przedsiębiorczość), Szumowski (zdrowie). Patrząc z lotu ptaka na te roszady można powiedzieć, że były szersze niż spekulowano, ale i węższe, aby mówić o nowym rządzie. Ziobro z Kamińskim w dalszym ciągu będą instrumentalizować wymiar sprawiedliwości i służby specjalne dla celów politycznych, Zalewska nadal będzie mieszać w oświacie, Gowin będzie opowiadał i konsultował reformę szkolnictwa wyższego, Jurgiel będzie niszczył hodowle koni, Gliński podporządkowywał będzie sobie instytucje kultury itd., itp.

Pojawiło się jednak kilkoro ministrów, którzy są wolni od ideologicznych obsesji i wydaje się, że są pragmatyczni. Natomiast przykro się słucha jak inteligentny i wykształcony premier próbuje zaskarbić sobie przychylność partyjnych kolegów i wypowiada nieprawdziwe zaklęcia o uchodźcach, „naprawie” sądownictwa, a ostatnio nie dostrzegł nic nagannego w skandalicznym obrażaniu Róży Thun przez, coraz trudniej mieszczącego się w ekranie telewizora, R. Czarneckiego, o odwołanie którego z funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego wnieśli szefowie czterech głównych frakcji, właśnie za tę wypowiedź, w której ustawił w jednym szeregu europosłankę ze szmalcownikami wydającymi Żydów podczas okupacji.

fot. KPRM

Dokonane zmiany personalne odbyły się w rękawiczkach, bez żadnego skandalu i rozdzierania szat,  aczkolwiek odwołanie A. Macierewicza zaniepokoiło jego wyznawców. Opinia publiczna ponownie, jak w przypadku premier Szydło, nie została poinformowana dlaczego ponoć najlepszy, po 1989 roku, minister Obrony Narodowej musiał odejść. Dla myślących,choć trochę, odpowiedź jest prosta: bo był najgorszym z dotychczasowych ministrów nadzorujących wojsko i dodatkowo przemysł zbrojeniowy. Podejrzewam także, że zarówno Amerykanie jak i szefostwo NATO musiało wysyłać sygnały docierające do samego Jarosława Kaczyńskiego, że do tego pana mają ograniczone zaufanie.

Czy ktoś rozliczy zdymisjonowanych ministrów za szkody jakich się dopuścili wobec armii, puszczy, ochrony zdrowia, naszych strategicznych partnerów w UE? Obawiam się, że nie! Bolączką, zresztą nie tylko naszą, jest brak mechanizmów skutecznego pociągania do odpowiedzialności polityków za ewidentne błędy skutkujące także stratami materialnymi.

O tym jakie mają plany nowi szefowie tych kilku resortów nic nie wiemy. Szkoda, że zniknęła formuła parlamentarnych, a więc publicznych, przesłuchań kandydatów na ministrów. Teraz zmiany dokonywane są w zaciszu gabinetów, a konkretnie jednego, i wara wyborcom od wiedzy dlaczego i po co takie, a nie inne posunięcie personalne następuje. W ten sposób demokracja karleje.

Drugim wydarzeniem, które miało miejsce tego samego dnia było spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckerem. Wiele oczekiwań i wielka ciekawość kierowana była pod ten adres. Rozmowa toczyła się przy kolacji, trwała prawie trzy godziny, a więc wydawało się, że podstawowe kwestie, które wywołały tak ostry spór między polskim rządem i UE zostaną omówione. Tymczasem? Ani zagadnienie wywiązania się Polski ze zobowiązań w sprawie uchodźców, ani  łamania trójpodziału władzy, ani polityzacji sądownictwa, nie mówiąc już perspektywie wprowadzenia Euro, nie stanęły na porządku dziennym. Przynajmniej tak wynika z dostępnych przekazów medialnych. Rozmowa miała raczej charakter zapoznawczy. Czy tego wymagała dyplomacja? A może rzeczywiście Mateusz Morawiecki będzie próbował naśladować swojego węgierskiego kolegę V. Orbana i będzie dyplomatycznie czarował unijnych przywódców w taki sposób aby „dobrą zmianę” czynić nadal, ale bez potępienia ze strony UE. Czy taką taktyką rzeczywiście będzie można zdjąć odium ciążące nad Polską. Wątpię! Taką metodą można co najwyżej uśpić czujność unijnych liderów na czas pewien, ale w dłuższym okresie nie może ona być skuteczna. Idzie bowiem o to aby polska polityka zmieniła się w obszarach budzący sprzeciw ogromnej części polskiej opinii publicznej i naszych unijnych partnerów. A póki co częściowe zmiany personalne w rządzie nie gwarantują tego.

Jan Król, 15.01.2018.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.