W życiu zdarzają się takie urodziny, które głęboko zapadają w pamięć i serce. Tak właśnie było na 75. urodzinach pana Andrzeja Drzycimskiego. W zasadzie nie wybierałem się na ten jubileusz, ale osobiste wcześniejsze zaproszenie Pana Andrzeja, poparte oficjalnym zaproszeniem „Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza” ujęły mnie i przekonały, że warto tam pójść. Urodziny zorganizowano 28 listopada 2017 roku w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku. W zasadzie były spóźnione prawie o miesiąc (ur. 30.10.1042, Chełmża). Ale termin wynikał, zapewne, z formuły oficjalnych urodzin, które miasto Gdańsk zorganizowało dla swojego wybitnego obywatela. Dobrze, że wybrałem się wcześniej, dzięki czemu godnie zająłem miejsce – w środku „Sali Mieszczańskiej”. Wkrótce sala pękała w szwach. Przybyło naprawdę wielu gości, i nie tylko z naszego regionu, ale również z Torunia, Wrocławia, Warszawy i Krakowa.

Część oficjalna uroczystości 75. urodzin trwała równe 2 godziny. Poprowadził ją znany i lubiany dziennikarz Polskiego Radia Gdańsk red. Tomasz Olszewski. Świetnym pomysłem był kilkakrotny występ artystyczny (także na wejście) Pawła Zagańczyka, jednego z najlepszych polskich akordeonistów. Zagajenia do jubileuszu urodzinowego dokonał Prezydent Gdańska P. Adamowicz. Mówił m.in., że miasto czci swojego niezwykle aktywnego obywatela. Wyeksponował funkcję rzecznika prasowego Prezydenta RP L. Wałęsy, co było „doświadczeniem i wyzwaniem”. Prezydent Gdańska przyznał również Panu Andrzejowi nagrodę pieniężną. O biografii i zasługach Jubilata mówiło trzech niepospolitych znawców: płk prof. Krzysztof Komorowski, o. Stanisław Tasiemski i Jan Wyrowiński. Za sprawą Video Studio Gdańsk obejrzeliśmy 13. minutowy film dokumentalny z okresu internowania, oczywiście w roli głównej – A. Drzycimski. Po kolejnych akcentach muzycznych akordeonu, z kilkunastominutowym występem pokazała się grupa przedszkolaków z Gdańska, gdzie chodzą wnuki Pana Andrzeja. Ta część artystyczna spotkała się z aplauzem i dużym uznaniem. A po części oficjalnej, długa kolejka z życzeniami. W tzw. międzyczasie miał miejsce poczęstunek, z tortem na „100 lat”, i lampką wina. Była tu okazja do odnowienia więzi z ludźmi dawnej  wielkiej, i w sumie pięknej „Solidarności”. I warto przypomnieć, że podczas strajku sierpniowego 1980 roku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, A. Drzycimski wraz z gronem kilkudziesięciu dziennikarzy „stanął po stronie Solidarności”, i takim już pozostał na zawsze.

Czcigodny Jubilat poświecił swoim gościom trochę więcej czasu. Podziękował Wszystkim za obecność. Podkreślił fakt, że spotkał „różnorodnych i wspaniałych ludzi, którzy mi otwierali coś nowego”. Imiennie wspomniał też śp. Adama Kinaszewskiego. Mówił o doświadczeniu „Solidarności” i „doświadczeniu więzienia”, formalnie internowany w Strzebielinku, w okresie 13.12.1981 – 8.07.1982. Z młodzieńczego okresu zacny Jubilat przywołał harcerstwo (był nawet podharcmistrzem) i dokonania w sporcie, w tym rangi wicemistrzostwa Polski. „W Gdańsku przeszedłem wszystkie przełomy” – zaakcentował Jubilat. W życiu, jak wyznał,  zawsze się śpieszył. Dużą wagę przykładał do książek jako wartości, zaznaczając, że „książka jest śladem naszej obecności”. Dużo badał, pisał, tak, że w tym roku nie przypadkiem przypada już 50. lecie pracy naukowej A. Drzycimskiego. „Moją pasją jest Westerplatte”, zaakcentował Jubilat. W najbliższych planach ma dokończenie trzeciego tomu Westerplatte – losy jego żołnierzy. „Westerplatte jest symbolem Gdańska, i problematyką Westerplatte zajmuję się już chyba 40 lat”, podkreślił. Następnie powiedział: „Ale noszę w sobie ciężar odpowiedzialności… muszę coś zrobić z tymi dziesiątkami notatników, które jedynie ja sam mogę odczytać”… jesteśmy winni przekazać to młodemu pokoleniu”. A. Drzycimski podniósł też kwestię naszej zewnętrznej suwerenności po 4 czerwca 1989 roku. Przypomniał, że to właśnie w 1992 roku na Kremlu „Prezydent L. Wałęsa przekonał Borysa Jelcyna do opuszczenia Polski przez wojska radzieckie”.

Zastanawiałem się, od kiedy znam A. Drzycimskiego? Chyba od 36 lat. Pamiętam, że złożył mi wizytę „półsłużbową” latem 1981 roku w Archiwum Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” przy ul Grunwaldzkiej 103, gdzie wtedy miałem zaszczyt pracować. Zadał mi kilka fachowych pytań historycznych. W późniejszych latach nie był dane nam rozwijać tej  znajomości. Z kolei, gdy Pan Andrzej był rzecznikiem prasowym Prezydenta RP L. Wałęsy, były to dla mnie, nawet jako posła, za wysokie progi. W czasach AWS, spotkaliśmy się przypadkowo w Tatrach, niedaleko szczytu Giewont. Byłem trochę zaskoczony tą jego górską  pasją. Kiedy, obaj wróciliśmy z funkcji  służbowych, od czasu do czasu spotykamy się w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. I mamy o czym rozmawiać. Podczas obecnej gali jubileuszowej ujęła mnie także odwaga i szczerość A. Drzycimskiego. A mianowicie idzie mi o jego sytuację zawodową po odejściu z Belwederu, w 1994 roku. Jak przyznał, nie było dla niego miejsca i pracy w Trójmieście. I podsumował to z nutą żalu w głosie: „17 lat dojeżdżałem do pracy w Warszawie”. Dopowiedzmy także , że w pamiętnym 1994 roku założył Fundację św. Wojciecha z siedzibą w Gnieźnie. W związku z planowaną akcesją Polski do Unii Europejskiej (UE), Fundacja ta miała szerokie pole do działania, szczególnie na fundamencie wspólnoty i dziedzictwa ideowego chrześcijańskiej Europy. Przypomnijmy, od 1 maja 2004 roku Polska należy UE.

Dorobek autorski A. Drzycimskiego jest imponujący: 25 książek, kilkaset artykułów, wiele przyczynków, w sumie łącznie ok. 1 000 publikacji. Laudatorzy nie przypadkiem wyeksponowali staranność i uczciwość badawczą Jubilata. W moim przekonaniu  najbardziej godne uwagi  i zainteresowania, są następujące książki: biografia „Major Henryk Sucharski”,  „Droga nadziei” (współautor), „Dziennik internowanego” (współautor), dwutomowa monografia o Westerplatte (efekt 35. letniej pracy badawczej) – „Westerplatte. Reduta w budowie 1926-1939” oraz „Reduta wojenna 1939”). Ucieszyłem się też faktem, że Pan Andrzej współpracował z bliską mi niepubliczną uczelnią – Wyższą Szkołą Administracji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego w Gdyni, gdzie w latach 1999-2005 pełnił funkcję jej prorektora. A promowanie dziedzictwa E. Kwiatkowskiego poczytywał sobie Pan Andrzej za szczególną powinność. Miał również okazję i zaszczyt, jak zaznaczył, wymieniać korespondencję z tym wielkim i zasłużonym Polakiem.

I na sam koniec. Kiedy, wszyscy z zachwyceniem oklaskiwali występ kilkunastu przedszkolaków, zabrał głos ponownie A. Drzycimski. I powiedział: „Moim przesłaniem jest, abyśmy tę historię poznawali dla przyszłości”! Nieco wcześniej wskazywał na potrzebę  poznania „narodzin nowej Polski” i dodał, że „te narodziny są spychane”. I również zauważył, że w USA takie tradycje, to „jedna z największych wartości”. Osobiście miałem okazję już dwukrotnie zachęcać Pana Andrzeja do spisania i opublikowania wspomnień. Czas nagli, a ta lektura, jak mi się wydaje, będzie nam wszystkim bardzo potrzebna.   

Jan Kulas

1 KOMENTARZ

  1. Andrzeja Drzycimskiego miałem okazję nie tylko poznać ale i współpracować z nim w latach 70-tych w ramach Stowarzyszenia Pax. Wspominam ważne debaty, które toczyliśmy w lokalu Pax przy ul. Mariackiej w Gdańsku czy też w podczas obozów letnich paxowsiej mlodzieży na Kaszubach, w Skorzewie. A gdy nastał sierpień 1980 roku Andrzej wraz z Ewą Górską i Marią Mrozińską całkowicie wtopili się wpierw w strajk, a potem jako bliscy współpracownicy Lecha Wałęsy i „Solidarności”. To Andrzej zaaranżował moje spotkanie z LW we wrześniu 80 roku podczas, którego w imieniu Ryszarda Reiffa zadeklarowałem pełne poparcie Pax-u dla „S”. To był też rezultat naszych dysput. W wolnej Polsce, którą z entuzjazmem powitaliśmy podzieliły nas niestety wybory prezydenckie. Pamiętam jak staliśmy i rozmawialiśmy na ganku u ks. Jankowskiego podczas gdy wewnątrz toczyła się rozmowa LW z Tadeuszem Mazowiecki w obecności arcbpa Gocłowskiego, która miała na celu doprowadzić do zażegnaniu sporu poprzez rezygnację jednego z kandydatów na prezydenta. Niestety do porozumienia nie doszło co nas bardzo zabolało, bo wojna polsko-polska weszła w nowa fazę. Znaleźlismy się więc w dwóch obozach. On Lecha Wałęsy, ja Tadeusza Mazowieckiego. Dzisiaj widzę z całą mocą, że start TM był błędem. Tym samym nasza współpraca z Andrzejem ustała nawet wówczas gdy był rzecznikiem LW jako prezydenta, a ja posłowałem z ramienia „S”, UD i UW.
    Z przyjemnością dołączam się tą droga do życzeń z okazji tak pięknego jubileuszu Andrzeja, a swó wpis traktuję jako dopełnienie jego bogatego i owocnego życiorysu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.