Celowo nie odniosłem się do tego wpisu od razu po jego zamieszczeniu, mimo jego „ciężkiej wagi”, bo chciałem aby opadły emocje, które wywołał, a także chciałem nabrać do niego pewnego dystansu. To jednowyrazowe ostrzeżenie, zakończone wykrzyknikiem, to jedno zdanie stwierdzające pewien stan rzeczy w naszym kraju i to jedno pytanie, zawierają tak bogatą treść, że nie można przejść nad nimi do porządku dziennego. Warto ponadto mieć na uwadze, że D. Tusk jest aktualnie jedynym polskim politykiem rozmawiającym z możnymi tego świata. Ma on także dostęp, ze względu na pełnioną funkcję, do informacji tajnych i poufnych pozyskiwanych przez służby specjalne UE i krajów członkowskich. Ponadto D. Tusk cieszy się autorytetem wśród politycznych liderów Europy poza, niestety, domorosłymi politykami własnego kraju, którzy kierowani zawiścią, zazdrością i małostkowością nie potrafią uszanować jego pozycji i dorobku i zdobyć się na współpracę ku pożytkowi nas wszystkich.
Co zatem zasygnalizował Donald Tusk dokonanym wpisem? Po pierwsze, że Polska staje się krajem izolowanym, a więc mało szanowanym i pozbawionym wpływu w europejskiej wspólnocie. Po drugie, że Polska przestała być państwem prawa poprzez łamanie Konstytucji, ubezwłasnowolnienie Trybunału Konstytucyjnego, podporządkowanie sądów politykom, w tym Prokuratorowi Generalnemu. Po trzecie, że Polska powraca do przegranej, przedwojennej koncepcji dwóch wrogów (Rosja – Niemcy), a z odzyskującą niepodległość Ukrainą nie umie ułożyć sobie dobrosąsiedzkich stosunków. Po czwarte stawiając dramatycznie brzmiące pytanie czy taka polityka nie jest na rękę Moskwie informuje, że odwrót Polski od Zachodu w kierunku Wschodu stanowi realne zagrożenie dla naszej suwerenności i dla naszego bezpieczeństwa.
Przedstawiciele PiS, na czele z premier Szydło, rzucili się na dokonany wpis z wielką zajadłością odsądzając Tuska od czci i wiary i zarzucając mu sprzeniewierzenie się interesom własnego kraju. Opozycja ze zrozumieniem przyjęła ten sygnał wysłany z Brukseli. Dziennikarze z kolei skupili się na dość jałowych dywagacjach na ile to pociągnięcie oznacza chęć powrotu byłego premiera do krajowej polityki, co konkretnie oznaczałoby jego start w wyborach prezydenckich w 2020 roku.
A dla mnie treść tego ważnego skrótu myślowego stanowi poważne ostrzeżenie skierowane nie tylko do aktualnych władz RP, ale i do szerokiej opinii publicznej, że sprawy Polski idą w złym kierunku i, że w dłuższym okresie czasu poniesiemy tego konsekwencje.
Już dzisiaj Komisja Europejska przygotowuje redukcję funduszy spójności po 2020 roku z których to Polska najobficiej korzystała. Szacuje się, że możemy stracić 1/3 tego czym w realizowanej perspektywie budżetowej dysponujemy. Rodzi się też potężny nacisk krajów będących płatnikami netto, czyli tych z których pieniędzy korzystamy, aby powiązać wysokość przyznawanych kwot z respektowaniem unijnych zasad praworządności. I to nie są jakieś teoretyczne rozważania czyli przysłowiowe „strachy na Lachy”. Ten sposób myślenia zaczyna pojawiać się w przygotowywanych dokumentach UE.
Tymczasem dewastacja sądownictwa trwa, wycinanie puszczy postępuje nadal, organizacje pozarządowe mają zakładany finansowy kaganiec na swoją działalność, media publiczne i reżimowe czasopisma uprawiają agresywną propagandę, inwestycje spadają, sędziowie i lekarze się buntują, rząd lekceważy zapytania Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej w sprawie łamania Konstytucji, dokonywana manipulacja przy ordynacji wyborczej do samorządów ma ograniczyć wpływ obywateli na wybór swoich przedstawicieli.
Więc Donald Tusk w trosce o swój kraj i jego pozycję w Unii Europejskiej w sposób zwięzły ale jakże dosadny zabrał głos. I chwała mu za to.
Jan Król, 06.12.2017.