Otóż Adam Glapiński dzisiejszy prezes NBP z ramienia PiS, a kiedyś minister Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa (MGPiB) w rządzie J.K.Bieleckiego, i minister Współpracy Gospodarczej z Zagranicą w rządzie J. Olszewskiego (lata 1991-1992) przy współpracy nieznanego mi Andrzeja Diakonowa, do niedawna dyrektora audytu wewnętrznego w NBP, obecnie wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego, a w przeszłości sekretarz stanu u Glapińskiego w MGPiB, a w rządzie Olszewskiego kierownik tego resortu, sformułował 4 lipca 1992 roku oskarżenie z trybuny sejmowej jakobym dopuścił się „defraudacji, nadużycia, wyciągnięcia z budżetu 2,5 miliarda zł (po denominacji 250.000,-). I to jest w sądzie. Ja o tym mówię. I to nie jest żadna tajemnica”.

Cztery dni później, czyli 8 lipca 1992 r. pan Diakonow skierował do prokuratury zawiadomienie o tym, że „członkowie Zarządu i Rady Kanadyjsko-Polskiej Fundacji Rozwoju Budownictwa wyłudzili od MGPiB kwotę 2,5 mlda zł, powiększoną o należne odsetki, czym narazili na szkodę Skarb Państwa”.

Jedna rzecz w tych donosach była prawdziwa. Rzeczywiście Kanadyjsko-Polska Fundacja Rozwoju Budownictwa powstała na przełomie 1990 i 91 roku, a ja poproszony zostałem o wejście w skład jej Rady. I tyle jeżeli chodzi o mój związek z Fundacją. Był rok 1990. Bezkrwawa rewolucja ustrojowa dokonywała się w Polsce budząc sympatię całego demokratycznego świata. Powstawało mnóstwo inicjatyw powołujących organizacje pozarządowe na fali odzyskanej wolności i prawa do organizowania się przez społeczeństwo. Rząd Tadeusza Mazowieckiego był bardzo przychylny temu obywatelskiemu zrywowi. Pomysł powołania fundacji wspierającej wzorcowe kanadyjskie rozwiązania w obszarze budownictwa mieszkaniowego wypłynął ze środowiska przedsiębiorców Polonii kanadyjskiej. Mieli oni informację, że rząd Kanady jest gotów wesprzeć przemiany w Polsce, konkretnymi działaniami. Warunkiem było zainteresowanie tym wsparciem rządu polskiego, a konkretnie resortu budownictwa. W tym celu udał się do Ottawy ówczesny minister GPiB śp. Aleksander Paszyński. W wyniku tej wizyty powstała Fundacja na której konto przelane zostało 2,5 miliarda starych złotych, co dzisiaj oznacza 250 tys., a minister budownictwa Kanady miał przelać 300 tys. dolarów kanadyjskich, czyli kwotę wielokrotnie większą. Działo się to w grudniu 1991 roku.

Tymczasem, jak już słabo pamiętamy, po przegranych wyborach prezydenckich Tadeusz Mazowiecki, kierując się honorem, złożył dymisję rządu w styczniu 1992. Nowym ministrem GPiB w rządzie J.K. Bieleckiego został A. Glapiński, a jego zastępcą A. Diakonow. Glapiński nie wyraził zainteresowania kontynuacją tej inicjatywy o czym powiadomiony został jego kanadyjski odpowiednik więc i ustalona kwota nie została przelana przez kanadyjskiego ministra. Szczęśliwie złotówki przelane na konto Fundacji zostały zdeponowane na dobrze oprocentowanym koncie, co w warunkach szalejącej ciągle inflacji miało duże znaczenie, i poza groszowymi wydatkami były w całości zabezpieczone, a następnie zwrócone Skarbowi Państwa. Oczywiście, że cała sprawa trwała w czasie, gdyż Zarząd Fundacji miał nadzieję, że jednak uda się uruchomić tę szlachetną inicjatywę.

Ale materiał do insynuacji i pomówień panowie Glapiński i Diakonow posiadali.

Po raz pierwszy został on użyty już w kampanii wyborczej we wrześniu 1991 roku poprzez, szkalujący mnie i Fundację, artykuł zamieszczony w „Expresie Wieczornym” przejętym, w dwuznacznych okolicznościach, przez stworzone przez J. Kaczyńskiego Porozumienie Centrum (PC). Na ten artykuł powołał się mój konkurent, zresztą z ramienia Kongresu Liberalno-Demokratycznego (KL-D), w wyborach do Sejmu, bezpardonowo atakując mnie na jednym z wieców. W trybie wyborczym założyłem mu sprawę o zniesławienie i w dwuinstancyjnym postępowaniu sąd stwierdził: „Stawiane Janowi Królowi przez (…) zarzuty nie mogą się ostać. Przedłożone przez wnioskodawcę protokoły i notatki pokontrolne (…) nie potwierdzają faktu, że w Kanadyjsko-Polskiej Fundacji Rozwoju Budownictwa dokonano jakichkolwiek nieprawidłowości finansowych”. Pozwany zobowiązany został do publicznych przeprosin.

Wówczas nie wiedziałem, że za przeciekiem nieprawdziwych informacji do mediów stoją A. Glapiński i A. Diakonow. Sprawcy tych pomówień ujawnili się dopiero po roku kiedy już upadł rząd J. Olszewskiego, w którym to A. Glapiński pełnił funkcję ministra Współpracy Gospodarczej z Zagranicą i jednocześnie sprawował mandat posła RP. Wtedy to, w ramach kolejnej rundy politycznej walki, wykorzystał nieprawdziwą informację aby zaatakować mnie, a za moim pośrednictwem Unię Demokratyczną w sposób, który na wstępie przytoczyłem. Oczywiście sprawę o zniesławienie, a zatem naruszenie dóbr osobistych, przeciwko A. Glapińskiemu wniosłem bezzwłocznie. Zwróciłem się również do Komisji Regulaminowej Sejmu o zastosowanie odpowiednich środków regulaminowych wobec rzucającego kłamliwe oskarżenia posła.

Sąd Wojewódzki w Warszawie wydał 8 lutego 1993 roku wyrok w którym: „Zobowiązuje Adama Glapińskiego do złożenia oświadczenia następującej treści: „Przepraszam pana posła Jana Króla za treść i formę mojej wypowiedzi sejmowej w dniu 4 lipca 1992 r. W szczególności oświadczam, że zawarte w tej wypowiedzi informacje o działalności Jana Króla były nieprawdziwe. Adam Glapiński””. W dalszej części Sąd zobowiązywał A. Glapińskiego do opublikowania tego oświadczenia w drukach sejmowych oraz w „Rzeczpospolitej” i w „Gazecie Wyborczej”, a także zasądził 10 milionów zł (dzisiaj jeden tysiąc) na rzecz PCK i zwrot kosztów sądowych w wysokości 7,3 miliona zł (dzisiaj 730 zł). Z kolei Prokuratura postanowieniem z dnia 07.10.92 r. odmówiła wszczęcia postępowania na złożone doniesienie przez A. Diakonowa w sytuacji w której na mocy ugody sprawa zwrotu pieniędzy przez Fundację nastąpiła. „Z tych względów uznać trzeba, że nie zaistniało przestępstwo i dlatego należy odmówić wszczęcia postępowania przygotowawczego”. A Komisja Regulaminowa Sejmu Uchwałą przyjętą 18 września 1992 r. udzieliła upomnienia posłowi A. Glapińskiemu. Na początku całej sprawy miała oczywiście miejsce (sierpień 1991 r.) resortowa kontrola w Fundacji, która żadnych nieprawidłowości nie stwierdziła.

Niestety A. Glapiński nałożonego na niego wyroku nie wykonał. Odgrażał się jedynie, że złoży apelację, ale nigdy tego nie uczynił. Pamiętam jak na pytanie pani sędzi dlaczego rzucił tak poważne oskarżenie pod moim adresem odpowiedział: „tak mi się wydawało”. Ja nie dochodziłem już wykonania wyroku, gdyż ważniejsze sprawy miałem na głowie.

Opisałem tę „swoją” sprawę sprzed 25 laty ponieważ w przypadku zarzutów postawionych Leszkowi Balcerowiczowi w programie Anity Gargas „Magazyn śledczy” i powielanych w propisowskich mediach pojawia się ten sam mechanizm i ci sami sprawcy. Wówczas to był „Express Wieczorny” służący PC, dzisiaj jest to m.in. telewizja będąca w dyspozycji władzy. Używa się fałszywych przesłanek do formułowania insynuacji i oskarżeń wobec politycznych przeciwników. I bez przyzwolenia A. Glapińskiego, jako prezesa NBP, tego typu akcja przeciwko L. Balcerowiczowi byłaby niemożliwa. Tym bardziej, że „oskarżycielskie” materiały przygotowywał jego wieloletni współpracownik i przypuszczalnie zausznik A. Diakonow, choć NBP odmówił poinformowania kto skierował sprawę do prokuratury.

______________

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Gazety Wyborczej.

1 KOMENTARZ

  1. Wiarygodność Gazety Wyborczej jest powszechnie znana. Dlatego trudno przyjąć bezkrytycznie, jako prawdę historię, której bohaterem jest znany „reformator” polskiej rzeczywistości, w latach minionych.Januszowi Lewandowskiemu upiekło się, z powodu przedawnienia, a jak wypadnie Balcerowicz – zobaczymy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.