Bo czymże jest patriotyzm? Miłością do własnej Ojczyzny. A jeśli nie miłością to przynajmniej  lubieniem jej. Patriota winien się dobrze czuć w swoim kraju. I ja się tak czuję, choć niejednokrotnie szlag człowieka trafia. Nigdy nie myślałem też o emigracji, chociaż kawał świata udało mi się odwiedzić. Więc cóż takiego łączy mnie przyjaznym uczuciem z Polską?

Terytorium. Polska jest pięknym krajem. Ze zróżnicowanym krajobrazem (morze, rzeki, jeziora, góry, pagórki, lasy), ze zmiennymi porami roku, z dobrze ukształtowanymi granicami (w dużym stopniu naturalnymi), pozbawionym kataklizmów (z małymi wyjątkami powodzi i lokalnych nawałnic), z niezłymi zasobami bogactw naturalnych, położonym w bezpiecznej (póki co) i zasobnej Europie, która wyciągnęła właściwe wnioski po swoich dramatycznych doświadczeniach wojen i walk o terytorium.

Ludzie. I tutaj wolność i demokracja pozbawiły mnie złudzeń. Ludzie są zróżnicowani. Kiedyś wydawało mi się, że Polacy dzielą się na tych związanych z komunistyczną władzą i pozostałych. Dzisiaj, w warunkach wolności i suwerenności to zróżnicowanie jest o wiele głębsze. Mamy demokratów i autokratów, liberałów i socjalistów, nacjonalistów i anarchistów, etatystów i wolnorynkowców, państwowców i partyjniaków, fundamentalistów i wolnomyślicieli. Polacy stanowią dość homogeniczną wspólnotę narodową, ale mocno zróżnicowaną mentalnie. Wśród Polaków, podobnie jak i pośród innych nacji, są i święci i mordercy, pijacy i abstynenci, uczciwi i złodzieje, miłujący dzieci i pedofile oraz dzieciobójcy. Szczęśliwie ten prawdziwy „gorszy sort” stanowi mniejszość. Większość chce pracować, uczyć się, mądrze wkomponowuje się w rynkowe reguły gry. Coraz więcej osób zaczyna prowadzić zdrowy tryb życia (właściwa dieta, ruch), co owocuje istotnym wydłużeniem życia. Nie lubię natomiast wśród wielu swoich rodaków malkontenctwa, ulegania spiskowym teoriom dziejów, liczenia na to, że „manna spadnie z nieba”, zawiści i wzajemnej nieufności. Nie rozumiem też niechęci sporej części młodej generacji do posiadania dzieci, mimo całej katolickiej doktryny, którą ponoć wyznają. Dzieci trzeba przede wszystkim chcieć mieć. I nie jest prawdą, że sytuacja materialna o tym przesądza. Przecież w Polsce boom demograficzny miał miejsce po II wojnie i w okresie stanu wojennego, kiedy było ubogo. Największy przyrost naturalny ma przecież miejsce w krajach biednych (Azja, Afryka). A bardzo bogate Niemcy mają taki sam problem z dzietnością co my. Bo sprawa ilości posiadanych dzieci to sprawa kultury i stylu życia. Młoda generacja polubiła wygodę. A dzieci to przecież obowiązek. Ale jak piękny i wartościowy. Czy może być coś piękniejszego niż spłodzenie, urodzenie i wychowanie nowego człowieka? Nie ma większego pola do kreacji niż danie życia. Ubolewamy, że w 2050 roku będzie nas 34 miliony (był czas kiedy chcieliśmy być 40-to milionowym narodem) i, że trzeba będzie otworzyć się na imigrantów. A przecież przyrost naturalny zależy wyłącznie od naszych decyzji. Ani UE, ani Niemcy, ani USA niczego nam w tym względzie nie narzucają. Odwrotnie chcieliby, aby Polaków przybywało, bo leży to też w ich interesie.

Historia. Z naszej historii możemy być dumni. Nie byliśmy agresorem, nie podbijaliśmy obcych terytoriów, nie paliliśmy innowierców na stosach, nie przeprowadzaliśmy krwawych rewolucji. Wzorcowo przeszliśmy od komuny do liberalnej demokracji i gospodarki rynkowej. Z powodzeniem zakorzeniliśmy się w NATO i UE jako gwarantów naszego bezpieczeństwa i rozwoju. Ale były jednak okresy kiedy nie umieliśmy korzystać z posiadanej wolności. Tak było w czasach „liberum veto”. Tak było gdy pojawiał się nacjonalizm i antysemityzm. Tak było gdy zginął z rąk zamachowca prezydent Gabriel Narutowicz. Tak było gdy doszło do smoleńskiej tragedii. Tak jest gdy zamiast koncentrować się na współdziałaniu i rozwiązywaniu kolejnych problemów bierzemy się za łby z inspiracji niebezpiecznej ideologii „dobrej zmiany”, Polski w ruinie”, smoleńskiego zamachu, naruszenia trójpodziału władz, lekceważenia Konstytucji, izolowania Polski w UE.

Kultura i religia. To obszary w zasadniczej mierze decydujące o tożsamości narodowej, historycznej ciągłości i pozycji wśród innych narodów. Chciałbym bardzo, aby miłość i wolność, a więc wartości dla których czuję się chrześcijaninem, były obecne w naszej codzienności. Nie chcę, aby nienawiść, wzajemne szczucie, próby ograniczania wolności twórców kultury, podporządkowanie mediów publicznych rządowi, propagandowe slogany w miejsce rzeczowej debaty, religijny (katolicki) fundamentalizm, prawicowe upolitycznienie Kościoła tworzyły obraz Polski w świecie. Bo tylko w warunkach wolności jest możliwa prawdziwa twórczość i innowacyjność w gospodarce, a postawa miłości może budować wzajemne , tak potrzebne nam zaufanie.

Odrzucam nacjonalizm jako ideologię uznającą wyższość jednego narodu nad innymi, ale i kosmopolityzm zacierający różnice pomiędzy narodami. Bo bycie patriotą dziś to nie pomachiwanie szabelką i prężenie muskułów lecz wytężona praca, dobra organizacja, solidne wykształcenie, otwarcie na świat i ludzi, rozwojowa rodzina, zadowolenie z osiągnięć, ciągłe doskonalenie siebie i otaczającej nas rzeczywistości, szacunek wobec inaczej myślących. Jestem Polakiem i Europejczykiem jednocześnie, bo wiem, że w takiej postawie leży przyszłość i pomyślność mnie, moich dzieci i wnuków oraz mojego kraju. Taki jest więc mój patriotyzm.

Jan Król, 15.02.2016

2 KOMENTARZE

  1. PATRIOTYZM, to wielkie słowo. Dziś trzeba zdefiniować go na nowo. Wtedy, kiedy dba się o znajomość własnej historii, łatwiej uczyć się patriotyzmu. Pomocne w ocenie tego, co było chlubą, a co podłością, jest doświadczenie przeżytych wzlotów i upadków własnego państwa. Niewiele znaczą wzniosłe słowa, kiedy państwo przez wiele lat zaniedbywało naukę własnej historii, szczególnie dotyczącej okresu dwudziestolecia międzywojennego.Nie można też w fałszywym świetle przedstawiać historii Kaszub i Pomorza, co miało miejsce w latach powojennych. Niestety, było takie zakłamywanie prawdy na użytek polityczny. Trudno przecież zgodzić się z kłamstwem o „powrocie Pomorza do Macierzy” i „Ziemiach Odzyskanych nad Odrą i Bałtykiem”. PATRIOTYZMU uczy PRAWDA, a nie kłamstwo . Szczęśliwi są ludzie, którzy nauczyli się, bądź uczą się pojęcia PATRIOTYZMU od dziadków i rodziców. Potrzebne jest też pogłębienie tej wiedzy w szkole. Dobrze jest wtedy, kiedy prawdziwego PATRIOTYZMU można uczyć się w rodzinie, na własnym podwórku, we własnej wsi, czy mieście. Taki PATRIOTYZM jest naturalny, bo wypływający z serca i ten PATRIOTYZM pobudza do działania w interesie nas wszystkich, a nie w interesie jakiejkolwiek partii. Potępiam tych, którzy brzydzą się PATRIOTYZMU, nazywając go nacjonalizmem.

  2. Dziękuję za komentarz Żegi i proszę potraktować poniższy tekst jako uzupełnienie moich refleksji nad zagadnieniem patriotyzmu.
    Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że swój patriotyzm wyssałem z mlekiem mojej ukochanej mamy. Przed wojną i przez cały okres jej trwania, mieszkając w Borysławiu, sympatyzowała z kółkami endeckimi i współpracowała z AK. Ale jak mi mówiła nigdy nie popadła w nacjonalizm i antysemityzm bo uważała takie poglądy za sprzeczne z Ewangelią.

    Patriotyzmu uczyłem się też od ojca. Uczestnika kampanii wrześniowej, walczącego w ramach batalionu „Sambor”, w kompanii „Borysław”, na Podkarpaciu, od granicy słowackiej przez Grzybów, Stary Sącz, Krosno, Sanok, Sambor, aż do granicy węgierskiej. A potem, po internowaniu w miejscowości Szarwar na Węgrzech i przedostaniu się poprzez Jugosławię do tworzącej się w Homs w Syrii Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, walczył na froncie afrykańskim (Tobruk, Ain el Gazala-ranny) i frontach włoskich (linie „Gustawa” i „Gotów”). Odznaczony krzyżami: dwukrotnie Walecznych, Monte Cassino i Virtuti Militari zakończył sześcioletnią epopeję wojenną w Bolonii jako oficer, dowódca 1 kompanii 3 DSK. Przerzucony wraz z towarzyszami walki do Anglii wrócił w 1947 r. do Polski, mając paszport i możliwość wyemigrowania do Stanów Zjednoczonych. Wybrał jednak Polskę o którą walczył i żonę z którą wziął ślub w lipcu 1939 roku, a więc miesiąc przed poborem do wojska, w ramach powszechnej mobilizacji, i wybuchem wojny, z której wrócił po ośmiu latach tułaczki.

    Patriotyzm wnikał w moją osobowość i mentalność również poprzez znajomość historii babci (w linii matki), jej syna (leśnika na Nowogródczyźnie), jego żony oraz czteroletniego wówczas ich synka. Zostali oni wywiezieni pierwszym transportem po wkroczeniu wojsk sowieckich na ziemie polskie i rzuceni w przepastne tereny dzisiejszego Kazachstanu. Wujek uznał, że jedyną szansą wydostania się z tej nieludzkiej ziemi jest wpierw dotarcie i wstąpienie do tworzących się oddziałów polskiego wojska. Nie zdążył do Andersa. Ruszył więc do Armii Berlinga. Przeszedł cały szlak bojowy – od Lenino do Berlina. Po wojnie został w Ludowym Wosku Polskim i udało mu się sprowadzić do kraju rodzinę, powiększoną o urodzonego na zesłaniu drugiego syna.

    Paradoks losu obydwu moich przodków polegał na tym, że ojciec wrócił jako „wróg Polski Ludowej” (taki wpis, na czerwono, znalazłem w jego arkuszu personalnym wydobytym z archiwum wojskowego), a wujek jako zwycięzca. W ich życiorysach odbijał się, jak w zwierciadle, dramat powojennych wyborów przed jakimi stawali Polacy. A dla mnie obaj byli bohaterami, bo obaj tak samo przelewali krew walcząc z tym samym wrogiem. I obaj tak samo kochali Polskę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.