Nic tak nie ujawnia intencji i praktyki rządzących jak procedowanie i uchwalanie ustawy budżetowej. Rząd PiS nie musiał śpieszyć się z uchwalaniem ustawy budżetowej na obecny 2016 roku. Ma przecież większość absolutną w Sejmie i Senacie. Ma prezydenta A. Duda, który jest jakby zafascynowany stylem pracy obecnego parlamentu. Zatem z jego strony nie było żadnego zagrożenia, aby starannie i rozważanie, także w świetle dnia codziennego, przyjąć ustawę budżetową na obecny rok. Dlaczego zatem w wielkim pośpiechu i w środku nocy (weekendowej nocy z 29/30 stycznia 2016) posłowie PiS przepchnęli uchwalenie ustawy budżetowej? Dlaczego skrócono procedury prac budżetowych? Dlaczego za nic miano wymagane zwyczajowo konsultacje społeczne? Dlaczego zlekceważono uważne, staranne rozpatrzenie ekspertyz i analiz fachowych zgłoszonych do projektu ustawy budżetowej na 2016 rok? Dlaczego politycy PiS, którzy ostatnio mówili o potrzebie szacunku dla opozycji politycznej (w tym premier B. Szydło w Parlamencie Europejskim), odrzucili wszystkie poprawki budżetowe opozycji parlamentarnej? Niestety, nie da się na te pytania, dodajmy podstawowe pytania w demokratycznym państwie prawa, udzielić racjonalnej i logicznej odpowiedzi. Ktoś kiedyś powiedział, że władza absolutna, demoralizuje całkowicie. Na ile ma to obecnie zastosowanie, a na ile trzeba mówić – może o grzechu pychy, arogancji i buty rządzących, nie każdy samo sobie odpowie. A póki co, dołóżmy trochę podstawowych informacji okołobudżetowych.

Kiedy grupa obecnie rządząca naszym państwem przejmowała władzę, wyraźnie odkładała najważniejszą sprawę w każdym roku, czyli przygotowanie i uchwalenie ustawy budżetowej. Wynikało to z prostej sprawy, że na obietnice wyborcze (500 zł na dziecko, kwota wolna od podatku) nie tylko nie miano przygotowanych projektów ustaw, ale nie wykonano żadnych szacunków finansowych. Nieoczekiwanie w połowie grudnia 2015 roku obecny Sejm dokonał nowelizacji ustawy budżetowej na … rok 2015. Naturalnie nie było takiej potrzeby. Ale, ażeby wyjść z twarzą i zaoszczędzić środki finansowe na wspomniane obietnice wyborcze, dokonano pewnych manipulacji budżetowych przy nowelizacji budżetu państwa na 2015 rok. Proszę sobie również wyobrazić, że prace nad projektem ustawy budżetowej na 2016 rok, obecny Sejm rozpoczął dopiero dnia 29 grudnia 2016 roku! To opóźnienie i liczne związane z tym zaniechania, spowodowało potem ekspresowe tempo pracy budżetowej. W pracy parlamentarnej XXI wieku, są to zasadniczo praktyki niedopuszczalne. Mogę o tym miarodajnie mówić, jako że przez 8 lat pracowałem w sejmowej Komisji Finansów Publicznych.

I kilka uwag o samym budżecie. W uzasadnieniu do projektu ustawy budżetowej zupełnie zanika teza pt. „Polska w ruinie”. I sprawa dużo ważniejsza. Niestety, rząd B. Szydło prawie nic zrobił dla przyśpieszenia wzrostu gospodarczego. Jak czytamy na rok 2016 zaplanowano jedynie 3,8 wzrostu PKB, czyli niewiele więcej niż w roku 2015. Inflację założono na poziomie 1,7%, a zatem nie można tu mówić o żadnym sukcesie. Najbardziej niepokoi mnie lekceważenie przez rządzących deficytu budżetowego. Dochody budżetowe zaplanowano na poziomie 313, 7 miliarda złotych, zaś wydatki w wysokości 368,5 mld zł. Zatem deficyt budżetowy (wydatki państwa bez pokrycia w dochodach) wyniesie 54,7 mld zł. Wbrew informacjom oficjalnym jest to wysoka kwota. Dobrze pamiętam kiedy za rządów J. Buzka i L. Balcerowicza, deficyt budżetowy ograniczono do 20 mld zł. To niezwykle ważne, gdyż kwota blisko 55 mld zł rodzi negatywne i wielorakie skutki. Po pierwsze, o tyle powiększy zadłużenie naszego państwa. Po drugie, spowoduje ograniczenie i podrożenie akcji kredytowej systemu bankowego. Po trzecie, duży deficyt budżetowy (a tak w istocie jest) obniży wiarygodność Polski na międzynarodowych rynkach finansowych. Ale nie samym chlebem żyje człowiek. Jako obywatela i demokratę – niepokoi mnie też fakt, że rządzący aż o 10 mln zł zmniejszyli autonomiczny projekt budżetu Rzecznika Praw Obywatelskich. Czy tylko dlatego, że Rzecznika wybrał poprzedni Sejm, gdyż tak stanowiło prawo? Martwią mnie też spore wydatki na utrzymanie Rady Ministrów? I to z dwóch podstawowych powodów. Po pierwszego, tak dużego, licznego rządu (25 posad ministerialnych), nie było od kilkunastu lat. A przecież wiemy, co mówili politycy PiS w kampanii wyborczej do parlamentu. Po drugie, zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego PiS mający absolutną większość w Sejmie, niejako każe nam podatnikom utrzymywać aż trzy stanowiska wicepremierów? Nie tak miało być, przynajmniej przed wyborami parlamentarnymi. Nie stać nas na taką rozrzutność.

I zupełnie na koniec. Nie wolno rządzącym i nam obywatelom, zapominać, że obecnie uważnie przygląda się nam Europa i światowe agencje opiniotwórcze. W ostatnich 25. latach udało się wypracować wizerunek Polski jako państwa demokratycznego , odpowiedzialnego i przewidywalnego. Taki wizerunek służył zaufaniu i napływowi inwestycji zagranicznych do Polski. Tymczasem 22 stycznia 2016 roku agencja ratingowa S&P obniżyła poziom zaufania do polskiej gospodarki. Rząd premier B. Szydło de facto sprawę zbagatelizował. Głos jednak zabrała bardziej znana i wpływowa agencja ratingowa. A mianowicie 26 stycznia 2016 roku Agencja Moodys orzekła o zagrożeniu stabilności sektora bankowego w Polsce. To już nie są przelewki. To jest już mocne ostrzeżenie dla obecnie rządzących naszym krajem. Idzie bowiem o kompetencje, wiarygodność i skuteczność polityki budżetowej naszego państwa. Jak uczy życie, na sygnały i ostrzeżenia należy reagować odpowiedzialnie i merytorycznie. Tutaj tzw. nowomowa polityczna na nic się nie zda.

Jan Kulas

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.