– Obudziłem? Mniejsza o to. Nie, to nie jest sprawa na telefon. Tak, wagi państwowej. Tak, do biura, i to w podskokach. Za dziesięć minut masz tu być.

Wkrótce nadjechał na sygnale ambulans.

– Służby działają, auta dają raz dwa – rozpogodził się Prezes. Z ambulansu wysiadła postać w kominiarce. Rozejrzała się ostrożnie i otworzyła własnym kluczem frontowe drzwi. Prezes nasłuchiwał kroków na schodach, a w odpowiednim momencie, kiedy rozległo się pukanie, powiedział stanowczym głosem:

– Wlazł!

Postać wśliznęła się do gabinetu, ukłoniła się i stanęła w pełnym gotowości oczekiwaniu, ściskając kominiarkę w rękach. Był to Prezydent.

– Musimy wreszcie podjąć decyzję, co z tym zrobić – powiedział Prezes. – To ostatnia pora, bo podnieśli taki wrzask, że uszy puchną.

I wskazał stertę gazet.

– Nie publikować – powiedział Prezydent. – Ten wyrok się do niczego nie nadaje.

– Będziemy zaraz mieć na karku Parlament Europejski, psiakrew – wyrwało się Prezesowi. – Ale z drugiej strony, jak by to wyglądało, gdybyśmy trzęśli portkami.

– Proponuję rozstrzygnięcie monetarne. Orzeł – publikujemy, reszka – wyrzucamy do kosza – powiedział Prezydent. Wyjął z portfela pięć złotych, Prezes rzucił i wypadł orzeł.

– Nie, tak to nie może być – powiedział Prezes. – Rzucę jeszcze raz.

Wypadł orzeł.

– Może ja spróbuję? – podsunął Prezydent.

Wypadł orzeł.

– Co za uparte ptaszysko – rozgniewał się Prezes. – Nie masz innej monety?

Prezydent poszukał, ale znalazł tylko karty płatnicze.

– Nie, tym nie będziemy rzucać – wzdrygnął się Prezes i sięgnął po telefon.

Wybrał numer, po czym czekał długo, widocznie abonent musiał się najpierw obudzić.

– Witam – powiedział Prezes nieprzyjaźnie. – Telefony masz odbierać niezwłocznie. Co? Niezwłocznie to znaczy niezwłocznie, do diabła. Co? Gardłowa sprawa, nie na telefon. Tak, musisz. I to w podskokach.

Prezydent stanął przy oknie i czekał.

– No, co tam widać? Jedzie? – pytał Prezes.

Po chwili pod bramą zaparkował samochód Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Wysiadła z niego postać w waciaku i czapce uszance. Po chwili usłyszeli hałas windy towarowej i pukanie.

– Wlazł! – zawołali obaj jednocześnie, ale Prezes zgromił Prezydenta spojrzeniem, żeby mu przypomnieć, czyj to gabinet.

– Co się mówi? – zapytał Prezydent. Pani Premier otworzyła usta, lecz nie wiedziała, co się mówi. Dzień dobry jeszcze nie pasowało, dobry wieczór też już na pewno nie. I dobranoc tym bardziej nie. To by zabrzmiało jak do widzenia.

– Wyjmij monetę – powiedział Prezes – i rzuć.

– Ale w jakiej sprawie?

– Najpierw rzucaj – powiedział Prezydent. – Potem się będziesz pytała.

Wypadł orzeł.

– A niech to jasny gwint! – zawołał Prezes. – Czy te cholerne monety mają orła z obu stron?

– Może by go posmarować klejem? – podsunął Prezydent.

– Nie będziemy oszukiwać jak jakieś pętaki – uniósł się Prezes. – Niech rzuci jeszcze raz.

Pani Premier rzuciła monetę, a ta potoczyła się pod biurko.

– Łapki jej się trzęsą – zauważył z niesmakiem Prezydent. – Teraz niech szuka.

– I co? – spytał Prezes.

– Re… re… reszka! – zająknęła się Pani Premier, wstając z kolan.

– No, całe szczęście! – ucieszył się Prezydent. – Rozwiązała nam problem wagi państwowej.

– Od tego jest Premierem – powiedział Prezes.

___________________________________________
Magdalena Tulli, z cyklu „Kroniki Rządowe”. Kolejne odcinki już wkrótce 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.