Skoro istnieje tak wielkie zapotrzebowanie na zmianę to może o niej słów kilka. Nie będę odnosił się do zapowiedzi prezydenta elekta na temat: 500 zł na każde dziecko, począwszy bodajże od drugiego, przywrócenia krótszego wieku emerytalnego, odbudowy stoczni i opłacalności wydobywania węgla w nierentownych kopalniach, podwyższenia kwoty wolnej od podatku czy przewalutowania kredytów frankowych po kursie z dnia podpisania umów. Sam chętnie skorzystałbym z tych deklaracji (kilka tysięcy złotych wpadłoby mi do kieszeni), ale wiem, jak mało są one realne, a nawet groźne dla stabilności finansów publicznych, więc za nimi nie głosowałem. Będę natomiast rozliczał z nich A. Dudę tak jak, mam nadzieję, wielomilionowa rzesza nie tylko jego zwolenników.

Natomiast poważną, oczekiwaną i bezkosztową zmianą może być próba rozmiękczenia istniejącej partiokracji polegająca nie na likwidacji partii lecz na ich demokratyzacji oraz odsunięcia od zawłaszczania przez nie instytucji państwa, które winny służyć wszystkim obywatelom. Droga do tego może wieść nie przez „jowy” (jednomandatowe okręgi wyborcze), czego domaga się Paweł Kukiz i jego poplecznicy, a co pochopnie poparł B. Komorowski i co zostanie rozstrzygnięte w referendum, ale poprzez dwukadencyjność posłów i senatorów z możliwością ponownego ubiegania się o mandat po jednokadencyjnej przerwie.

Postulat ten, jako jeden z kluczowych, wysunęła „NowoczesnaPl” i cieszę się, że to uczyniła gdyż chodzi mi on po głowie od lat kilkunastu. Rzecz jasna wysuwane są argumenty przeciwko takiemu pomysłowi. Czytamy więc, że nigdzie takie rozwiązanie na poziomie państwa nie istnieje. Że ogranicza ono bierne prawo wyborcze. Że eliminuje doświadczonych parlamentarzystów. Że stwarza sztuczne ograniczenie dla chcących startować w wyborach.

Ale spójrzmy prawdzie w oczy i odpowiedzmy sobie na pytanie. Skąd bierze się żenująco niski poziom zaufania i oceny pracy tak Sejmu jak i Senatu? Skąd bierze się zła jakość stanowionego prawa? Skąd bierze się znudzenie tymi samymi gadającymi głowami w mediach? Skąd bierze się rozdrapywanie stanowisk w państwowych agendach przez partyjnych bonzów? Skąd bierze się zarzut oderwania od rzeczywistości i stawania się celebrytami, a nie sługami Najjaśniejszej Rzeczpospolitej? A no stąd, że politycy w rzeczywistości bronią swojego status quo posługując się frazeologią państwowotwórczą. A argument o eliminacji doświadczonych deputowanych nie wytrzymuje konfrontacji z faktem, że głowa państwa, czyli prezydent, podlega rotacji (i to w większości demokratycznych państw), a najpoważniejsze reformy wprowadzili w Polsce w latach 1989-1990 parlamentarzyści bez żadnego doświadczenia. Ponadto dla osób z doświadczeniem, dorobkiem i autorytetem pozostaje możliwość powrotu do parlamentu.

Konstytucyjnie zapewniona rotacja wpuszczałaby sporo świeżego powietrza i do obydwu Izb i do partii, a także mobilizowałaby do konkurencji na pomysły i programy. Umówmy się, że kilkunastoletnie bycie deputowanym uczy cynizmu, bierności, odrywa od normalnego życia, znieczula na rzeczywiste problemy i nakazuje koncentrację na własnej popularności. Nie piję w tym miejscu do nikogo personalnie, ale warto by i pod tym kątem przeanalizować dorobek posłów i senatorów.

Mam jeszcze jeden postulat, którego wprowadzenie podnosiłoby efektywność pracy parlamentarzystów. Ostatnio podał się do dymisji jeden z sekretarzy stanu (w bardzo ważnym resorcie), który łączył tą funkcję z byciem posłem i przewodniczeniem regionalnych struktur partyjnych. Dodatkowo prowadził podwójne życie rodzinne w miejscowości odległej o 300 km od stolicy (niby co mi do tego, ale dla bilansu czasu to istotne). Inny minister łączy tą funkcję z byciem też posłem i sekretarzem generalnym swojej partii. I tak można ciągnąć tą listę. Poważne traktowanie każdej z tych ról oddzielnie powinno wypełniać czas, którym fizycznie możemy dysponować. Ich łączenie tworzy wielką fikcję i uniemożliwia ich rzetelne wypełnianie. Podoba mi się zatem szwedzki model gdzie istnieje funkcja zastępcy posła (varamena) i gdy kolega wchodzi w skład rządu lub z innych powodów nie może wypełniać powierzonej roli to na jego miejsce pojawia się zastępca. I frekwencja w trakcie głosowań poprawia się i jakość pracy każdego z nich jest podnoszona. Poszerza to zasób kadrowy państwa i otwiera drzwi nowym twarzom.

Czy jednak takie zmiany są możliwe? Musieliby je przecież wprowadzić aktualnie zasiadający w ławach wybrańcy, także weterani parlamentarnych gier. A oni chyba ciągle bardziej myślą osobie. Chyba, że wiatr historii ich przewieje.

Jan Król, 08.06.2015.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.