Zagłosowałem wspólnie z domownikami. W trakcie głosowania uświadomiłem sobie, że głosowanie na konkretne osoby zwolniło mnie z jakichkolwiek partyjnych sympatii, gdyż dobrzy kandydaci znajdują się na listach o różnych kolorach. I tak do rady gminy głosowałem na kandydatkę z lokalnego komitetu, do rady powiatu na kandydatkę z listy PO, chociaż bezpartyjną, do sejmiku oddałem głos na zacną działaczkę, która dała się wpisać na listę SLD, a na burmistrza poparłem, wywodzącego się z PSL, aktualnego włodarza miasta i gminy. Niestety wygrał tylko burmistrz, ale żadnego oddanego głosu nie uważam za stracony.

Demokracja stwarza bowiem tę niepowtarzalną okazję kreowania nie tylko osób mających ciąg na władzę, rozumianą jako sposób realizacji osobistej kariery, ale i takich, którzy chcą rzeczywiście czymś przysłużyć się większej zbiorowości.

Ostatnie wybory samorządowe, pomijając niewybaczalną wpadkę PKW z wadliwym systemem informatycznym, który miał usprawnić podsumowanie wyników głosowania, pokazały, że demokracja działa, że wyborcy nie są tacy głupi i swój rozum mają. Prztyczka dostali ci wszyscy zasłużeni prezydenci i burmistrzowie, którzy nie wygrali w pierwszej turze, a taki mieli zamiar. Wyborcy nie poparli w większości różnych oddolnych inicjatyw gdyż uznali, że na poparcie trzeba, czymś więcej niż jedną czy drugą spektakularną akcją, zapracować. Rzeczywisty sukces odniósł PSL, biorąc premię za nr 1 swojej listy, ale również za rozpoznawalność i terenowe zakorzenienie oraz mobilizację swoich zwolenników. Cieszy mnie osobisty sukces Janusza Piechocińskiego jako prezesa PSL. Swoją postawą i nadludzką aktywnością zasłużył na taką premię. Nie żałuję natomiast Leszka Millera i jego SLD ponieważ zeszli z drogi uprawiania poważnej polityki i weszli na ścieżkę taniego populizmu połączonego z arogancją. A to, okazuje się, prowadzi do przegranej.

Warta zbadania i głębszego przyjrzenia się jest przyczyna stosunkowo dużej liczby nieważnie oddanych głosów. Bo z niską frekwencją to chyba sobie jeszcze długo, a może nigdy, nie poradzimy. Coś szwankowało z techniką głosowania i czytelną informacją jak głosować. Natomiast postulat głosowania przez internet, z czym wychodzi Janusz Palikot, w świetle blamażu z systemem informatycznym przeliczającym oddane głosy, może być jeszcze przedwczesny i tworzyłby dodatkową okazję do podważania wyników wyborów.

Kto zatem wygrał te wybory? Politycznie wygranymi bez wątpienia jest koalicja PO-PSL. Zawiążą sojusze w 15 z 16 województw i będą zarządzać m.in. 40% unijnych pieniędzy, które w najbliższych latach wpłyną do Polski. W ogromnej liczbie miast zwyciężyli pragmatyczni kandydaci na prezydentów, burmistrzów i wójtów o orientacji socjal-liberalnej. U niektórych , szczególnie na wsiach i w małych miasteczkach, dochodzi element narodowo-katolicki. Bo takie reguły dyktuje życie. A o liczbie i typie radnych dowiemy się z analiz ostatecznych wyników wyborów, ale jestem przekonany, że w większości będą to społecznicy wywodzący się z lokalnych komitetów, a nie politycy.

PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, mimo niezłego wyniku zarzuca wyborcze fałszerstwo. Nie mówi jednak komu: czy wyborcom, czy komisjom wyborczym, czy PKW, czy niefortunnemu systemowi informatycznemu? Najchętniej w tę odpowiedzialność ubraliby prezydenta Komorowskiego oraz PO i PSL. Ale nie mają do tego dobrego pretekstu. Rozpościerają więc przed opinią publiczną kolejną spiskowa teorię. Ktoś mądrze napisał, że Kaczyński nie umie nie tylko przegrywać wybory, ale i wygrywać. Smutne jest to, że w kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, już 33-cią, wyprowadzał będzie swoich zwolenników na ulicę, aby demonstrować sprzeciw wobec aktualnej władzy sugerując, że jest ona przedłużeniem tamtej, z czarnej nocy zniewolenia Polaków. Już kiedyś powiedział, że: „My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”.

Trzeba być nie lada nikczemnikiem, aby takie snuć analogie. Tak próbuje koić swoją frustrację spowodowaną aktualnym, niestety pyrrusowym, zwycięstwem. W ten scenariusz próbował się wpisać w sposób żałosny L. Miller, ale zaczął się z niego wycofywać bo zauważył, że dochodzi do ściany.

Panowie zapominają, że demokracja to władza ludu, a nie polityków nad ludem. A obrażanie się na werdykt wyborców nie ma nic wspólnego z troską o demokrację.

Jan Król, 28.11.2014.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.