Ostatecznie mamy demokrację i każdy walczyć może o swoje. Rzeczywiście sytuacja osób i ich bliskich tak mocno poszkodowanych przez los jest nie do pozazdroszczenia. Należy im współczuć i w ramach społecznej solidarności pomagać. Ale gdzie są granice tego współczucia i pomocy? Nie da się ich sztywnie zakreślić. Ludzie są mniej lub bardziej wrażliwi, a kasa państwa ma swoją pojemność. Najważniejsze ażeby nie składać obietnic bez pokrycia.

I w tym miejscu premier i rząd popełnili błąd gdyż obiecano w 2011 roku podwyższenie świadczenia pielęgnacyjnego do wysokości płacy minimalnej. Niestety zapowiedź ta nie znalazła odzwierciedlenia w odpowiednich zapisach ustawowych i zdesperowani rodzice, zachęceni zapewne przez niektórych posłów opozycji, zdecydowali się na tak drastyczny krok. A został on wykonany perfekcyjnie. Rozlokowanie się tuż obok stanowiska dla dziennikarzy, gdzie około 10 kamer i mnóstwo mikrofonów radiowych mają protestujący do dyspozycji, zrobiło swoje. Politycy różnych orientacji zaczęli rozgrywać ten dramat na swój sposób. Nie wszystkim, tak jak na przykład Januszowi Palikotowi wyszło to na zdrowie, kiedy rugał swoich aktywistów za niedostateczne wykorzystanie tej sytuacji dla swoich karier.

Ładnie zachował się Donald Tusk spotykając się dwukrotnie z koczującymi opiekunami i ich podopiecznymi. Zarysował konkretny harmonogram dojścia do świadczenia na poziomie płacy minimalnej począwszy od 2016 roku. To jednak nie zadowoliło rozgoryczonych rodziców i postanowili trwać na swoich pozycjach nadal. Rząd popełnił błąd nie realizując wcześniejszych obietnic. A okupujący Sejm popełniają go teraz nie wykazując zdolności do kompromisu.

Trwający protest pokazuje w całej rozciągłości szerszy, aczkolwiek nie nowy problem. Gdzie się zaczyna i kończy odpowiedzialność człowieka za swoja sytuację, a gdzie rozpoczyna i kończy odpowiedzialność państwa za poszczególnych ludzi? I w tym przypadku nie można postawić jakiejś sztywnej granicy pomiędzy tymi dwoma zakresami odpowiedzialności, ale dostrzegam, że ostatnio przesuwa się ona niebezpiecznie w kierunku państwa. Po części jest to rezultat kryzysu, który wybuchł z taką siłą w 2008 roku, a po części populizmu, czyli składania obietnic bez pokrycia i łatwego schlebiania ludziom związanego z rozpoczętym maratonem wyborczym.

W Polsce żyje około milion osób z ciężką niepełnosprawnością (nie pozwalającą na samodzielne funkcjonowanie), a 4,5 miliona posiada prawnie orzeczoną niepełnosprawność. Cieszymy się z malejącej śmiertelności niemowląt, z przedłużającego się życia (72 lata mężczyźni i 81 kobiety – gdzie to równouprawnienie?) oraz z postępów medycyny. Ubolewamy natomiast z powodu kurczącej się populacji Polaków, licznej emigracji (2,3 miliona), a także ciągle niewystarczających pieniędzy na opiekę społeczną i ochronę zdrowia. Kto zatem ma ponosić te miliardowe koszty z tą sytuacją powiązane? PAŃSTWO! Pada najczęściej odpowiedź. A przecież państwo, z jego budżetem składającym się z naszych podatków, to przecież MY – obywatele. I tak koło się zamyka, a my w nim pozostajemy zamknięci. Tak tworzą się „błędne koła”.

Konkluzja: mniej obietnic i więcej odpowiedzialności za siebie i swoich bliskich. Co dedykuję wszystkim ubiegającym się o wybór w nadchodzących wyborach oraz tym, którzy wybierać będą.

Jan Król, 31.03.2014.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.