Czyżby Chińczycy uprawiali propagandę, a Polacy przesadnie korzystali z wolności słowa? Faktem jest, że wypowiedzi Chińczyków pozbawione były polityki. Nie zapomnijmy, że żyją w państwie oświeconego absolutyzmu. O tragedii jaka miała miejsce 4 czerwca 1989 roku na placu Tiananmen, kiedy to u nas wkraczaliśmy na drogę demokracji, nie pamiętają i wolą nie mówić. Jednak nie zakładam, że ich wypowiedzi pozbawione są autentyzmu. Polacy też szczerze mówili o braku perspektyw we własnym mieście i kraju i to w sytuacji kiedy niemiecki koncern Haering wybudował właśnie w Piotrkowie policealną szkołę zawodową przygotowującą najwyższej klasy specjalistów, płacąc za naukę, dając europejskie certyfikaty i gwarancje pracy na 25 lat.

Jest pewnym paradoksem, że Polacy przy całej niechęci do własnego państwa są jednocześnie zadowoleni z życia. Jak pokazuje kolejna diagnoza społeczna przygotowana pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego, aż 79% badanych wyraziło zadowolenie ze swojej sytuacji. Ale tylko 23% zadowolonych jest z sytuacji kraju. 76% rodzin na bieżąco zaspokaja swoje potrzeby ze stałych dochodów, a na początku lat 90-tych było ich 29%. Można powiedzieć, że Polacy nie odczuwają kryzysu, w wymiarze życia osobistego. Mamy zatem do czynienia z kolosalnym rozziewem pomiędzy tym co prywatne, a tym co publiczne. Zresztą kolejne udane wnioski o referenda w dużych miastach, będące swego rodzaju votum nieufności wobec sprawujących w nich władzę, są dobrym potwierdzeniem takich nastrojów. Sytuacja ta przypomina wyniki badań przeprowadzanych w latach 70-tych, które wskazywały, że Polacy najmocniej identyfikują się na poziomie rodziny, a najsłabiej na poziomie państwa. Wówczas można było tamtą diagnozę zrozumieć. Państwo było opresyjne, obce, pozbawiające wolności. A dzisiaj?

Państwo jest nielubiane przez swoją niezborność, nieefektywność, zbiurokratyzowanie, arogancję władzy. Czy sytuacja ta może wytwarzać klimat rewolty społecznej na wzór Tunezji, Egiptu, Turcji czy Brazylii? Chociaż prof. Czapiński nie traktuje jej jako stanu przedrewolucyjnego to jednak prowadzi ona do stawania tyłem wobec spraw publicznych. Ogromna część wyborców deklaruje aktualnie brak zainteresowania udziałem w wyborach oraz spadek zaufania do demokracji (tylko 25% poparcia) jako ustroju gwarantującego najlepsze warunki rozwoju indywidualnego i zbiorowego.

 Politycy wobec takiego opisu społecznej rzeczywistości zaczynają reagować nerwowo. Wicepremier Jacek Rostowski z aprobatą premiera i koalicyjnego PSL-u odtrąbia odwrót od ważnej  reformy emerytalnej, proponując de facto likwidację kapitałowego II filaru zabezpieczenia na starość. Czyni to pod presją nierównowagi budżetowej, lękając się jednocześnie pozbawienia przywilejów emerytalnych dużych grup społecznych. Prowadzi to do destabilizacji na rynku finansowym i podważa zaufanie tak do państwa jak i do prywatnego sektora. Zresztą ta nieufność do prywatnego biznesu udziela się wszystkim partiom zasiadającym w parlamencie.

Z kolei Jarosław Kaczyński ogłosił podczas odbytego Kongresu PiS swój pomysł na rządzenie. Odwołał się do potrzeby silnego przywództwa po czym złożył czołobitny hołd ojcu Rydzykowi, jak gdyby chcąc się z nim tym przywództwem podzielić. Następnie przyjął konfrontacyjny kurs wobec Unii Europejskiej ogłaszając: repolonizację banków(?), wypowiedzenie paktu klimatycznego i oparcie naszej energetyki na węglu (jak Gierek), cofnięcie umów sprzedaży ziemi cudzoziemcom (głównie Niemcom), zdecydowane NIE dla wprowadzenia Euro. Pojawiło się też 1,2 miliona nowych miejsc pracy(nmp). Takie deklaracje znamy już z programu protoplasty dzisiejszej PO z 1993 roku, kiedy to KLD (Kongres Liberalno-Demokratyczny) szedł do wyborów z hasłem miliona nmp. Wówczas ta propozycja nie chwyciła.

Wszystkie te pomysły cofają Polskę o lata świetlne i mogą uczynić z nas po raz kolejny skansenem Europy. Nie dziwota, że wielu Polaków w dalszym ciągu myśli o emigracji, a ci co już wyjechali nie mają zamiaru wracać.

 Na tym tle coraz bardziej ochoczo poczynają sobie nurty skrajnie nacjonalistyczne, czego przykładem są już nie tylko burdy stadionowe, ale agresywne akcje ich bojówek na uniwersytetach czy zamazywanie dwujęzycznych tablic na terenie gminy Puńsk w większości zamieszkałej przez Litwinów. Mam nadzieję, że podobne ekscesy nie dotkną kaszubszczyzny.

Odnoszę wrażenie, że znajdujemy się na jakimś ważnym, historycznym zakręcie. Za swoim imiennikiem (ale nie krewnym) Marcinem Królem postawię pytanie: „Gdy państwo pruje się w szwach musimy na nowo zastanowić się, ile i jakiego bezpieczeństwa oczekujemy od władzy, a ile naszej wolności wolimy zachować dla siebie?”. (GW z 29-30.2013). Bez mądrej odpowiedzi na to pytanie formułowanej w dialogu, przy udziale polityków, Polacy nie zaczną lubić swojego państwa.

Jan Król, 01.07.2013.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.