Rynek w centrum Lęborka - rok 1945.

10 marca mija kolejna rocznica wkroczenia do Lęborka żołnierzy Armii Czerwonej. Działające w ramach Operacji Pomorskiej oddziały 3 korpusu pancernego gen. Aleksieja Panfiłowa zajęły miasto bez walk. Bardziej znaczące było to, co działo się później. Wstrząsające relacje odnajdujemy we wspomnieniach mieszkańców przedwojennego Lauenburga.

Rynek w centrum Lęborka - rok 1945.
Rynek w centrum Lęborka – rok 1945.

Wiosną 1945 roku Pomorze zostało sterroryzowane przez Armię Czerwoną. Za przyzwoleniem oficerów i dowódców żołnierze radzieccy byli zupełnie nieskrępowani w rabunkach, gwałtach i mordach. Ofiarami tej tragedii padli nie tylko Niemcy, ale także Polacy i Kaszubi polskiego pochodzenia zamieszkujący te tereny. Dzikie hordy azjatyckich czerwonoarmistów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z zachodnią cywilizacją, nie odróżniały kobiet niemieckich od polskich. Nikt z cywilów nie mógł liczyć na sprawiedliwe traktowanie.

Lębork podobnie jak wiele innych miast, sowieci zastali opuszczony przez władze i zupełnie nie broniony. Mimo to, piękne niegdyś miasteczko zostało w sporej części zrównane z ziemią. Ruiny witały przybywających tu polskich osadników. Mimo, że mija niemal 70 lat od tych wydarzeń, Lębork nigdy nie powrócił do dawnej świetności. Dopiero dziś snute są plany odbudowania miejskiego rynku, czego pierwszym etapem są prace archeologiczne na Placu Pokoju.

Jak wyglądało życie, a raczej umieranie w trakcie pierwszych dni wyzwalania, opisał w 1946r. ksiądz Barckow, niegdysiejszy mieszkaniec Lauenburga. Poniżej fragment 6-stronicowej relacji tego niemieckiego duchownego.

Napieranie Rosjan na Lauenburg

Pierwsze dni marca 1945 roku to okres zbliżania się Rosjan do naszego miasta i to od strony zachodu. W środę 7. marca fama niosła: >>Stolp (Słupsk) już płonie; w ciągu dwóch dni będą tutaj!<< W czwartek Lauenburg zapełniony był ludźmi Volkssturmu (rodzaj pospolitego ruszenia): >>Wojska nie są w stanie im się oprzeć, my także nie jesteśmy w stanie ich powstrzymać.<< W piątek zapanował już nastrój paniki. Liczne sklepy rozdają swoje towary, na przykład swoje drzwi otwarła hurtownia jaj, nie trzeba było nakłaniać kobiet do korzystania z jej zasobów; radośnie zmierzały z mnóstwem jaj do swoich domów. Na ulicach wciąż powtarzane pytanie: >>zostajecie?<< i odpowiedź: >>tak źle nie będzie.<< Wielu już pojechało do Gotenhafen (Gdynia) i Danzig (Gdańsk), aby statkiem uciec od zagrożeń, wielu samochodami, inni pieszo, jeszcze inni powozami konnymi do okolicznych wiosek, do tych położonych hen na północy, w szaleńczym przeświadczeniu, że tam nie dotrą Rosjanie.

W nocy z piątku na sobotę (9./10. marca) ustawiczne, niewiadomego pochodzenia eksplozje i być może że to już za sprawą Rosjan. Okazało się, że w koszarach SS (dawny zakład dla psychicznie chorych) wysadzono amunicję. Rankiem, o brzasku, zobaczyliśmy rosyjskich żołnierzy podążających gęsiego wzdłuż torów kolejowych wiodących od dworca kolejowego w kierunku Neustadt (Wejherowo), długi rząd żołnierzy ciągnął się bez końca. Kolumny rosyjskich żołnierzy napływały z kierunków północnego i północno-wschodniego i w mig Lauenburg zalany został hordami wroga. Cała nasza zwierzchność znikła aż po ostatniego, nie ostał się nikt z fanfaronów, miasto pozostawione zostało swojemu losowi. Po południu 10. marca wojsko rosyjskie rozlało się po domach w łupieżczych zamiarach. >>Di urren!<< [niemieckie słowo die Uhren (zegarki) wypowiedziane z rosyjskim akcentem] Przez miesiące dźwięk tego słowa tkwił nam w uszach, bo przecież docierał do nas zewsząd. Ledwie dwu– czy czteroosobowa banda opuściła mieszkanie, już przybyła inna, opróżniając szuflady, szafy i schowki rzucając nie przypadającą do gustu ich zawartość na podłogę, sprawiając, że mieszkanie pokrótce upodabniało się do zbójeckiej jaskini.

Kolumna Armii Czerwonej na Pomorzu.
Kolumna Armii Czerwonej na Pomorzu.

Potem nadeszła noc, owa najstraszniejsza ze strasznych!!! Wykryto zapasy alkoholu w firmie Koch & Kaspar, które przed nami były ukrywane (wino itp. >>wyprzedane!<<). Teraz pity w niesamowitych ilościach sprawił, że rzucono się w szatańskim pożądaniu na kobiety i dziewczęta. W stadach stali przed każdym domem, pewną Niemkę zgwałciło aż czterdziestu pięciu, nie bacząc, że była już umierająca. Ich ofiarami stały się 78-letnie kobiety, 9-letnie dzieci – staje się więc zrozumiałe, że owej nocy około 600 mieszkańców dobrowolnie wybrało śmierć.

Niedzielnego ranka ciąg dalszy rabowania i gwałceń; >>Frau, komm!<< (>>chodź kobieto!<<) – a kto okazał się nieposłuszny, został zastrzelony. Przy tym ci spośród Rosjan, którzy choć trochę władali niemieckim, opowiadali, że ich żony i siostry były przez niemieckich żołnierzy o wiele gorzej traktowane, bywały nawet oblane benzyną i spalone, zamykane w domach i spalone, zastrzelone itp.

W niedzielę weszły do akcji także rosyjskie żołnierki (w oryginale autor użył dla nich terminu >>Flintenweiber<<, niemieckiego pejoratywnego określenia dla kobiet wroga służących w wojsku czy w partyzantce) – kobiety, które posiadały cudowne umiejętności w przeszukiwaniu szuflad i mieszkań.

Najbardziej brutalni byli młodzi żołnierze mongolscy (w wieku około 18 – 19 lat). Zmuszali nas do stania na baczność i ugodziwszy nas kolanami w brzuch przeszukiwali kieszenie i zabierali to, co się im podobało, a rzeczy inne z rozmachem wyrzucali przez okno. Lufami pistoletów rozbijali wiszące na ścianach obrazy, karabinami powalali ludzi na ziemię.

Dla uniknięcia dalszego nieustannego maltretowania uciekliśmy z miasta włożywszy tylko na ramiona plecak. Na dole, przed domem pewien uciekinier ze wsi komentował dochodzące z domu krzyki: >>słyszy pan? Dziś już po raz piąty pastwią się nad moją 13-letnią córką!<<

Wespół z dwudziestoma innymi osobami minęliśmy dworzec kolejowy i trasą od osiedla SA (SA-Siedlung) udaliśmy się na Leśnickie Bagna (Lischnitzer Moor). W drodze witały nas i nam towarzyszyły okrzyki: >>urr!<< A gdy już nie miałem żadnego, którego mógłbym oddać, Rosjanin odpalił mi nad uchem z pistoletu, aż płomień buchnął mi w twarz. Spowodowana tym głuchota pozostała do dziś. Na Leśnickich Bagnach, gdzie napotkaliśmy już istniejące obozowisko uciekinierów, sporządziliśmy sobie z gałęzi w krzakach mizerny szałas. O brzasku i o zmierzchu przynosiliśmy z rowu wodę, raz jeden w ciągu dnia zjadaliśmy kawałek chleba i z obawy wykrycia cały dzień spędzaliśmy w ukryciu. W nocy oczom naszym ukazał się widok płonącego Lauenburga, a z oddali słychać było grzmot ostrzeliwanych miast Gotenhafen i Danzig. Żywiliśmy nadzieję na wyzwolenie przez nasze wojska. Opowiadano o zrzucanych ulotkach lotniczych: Hitler polecił nam obwieścić: >>Wytrwajcie pierwsze 14 dni, a przybędą tam nasi żołnierze!<<

W niedzielę udaliśmy się z powrotem do Lauenburga, na dalszy tu pobyt nie starczyłoby nam sił. Nasz dom w Lauenburgu zastaliśmy zdewastowany. Grabili nie tylko Rosjanie, niestety, niestety także nasi rodacy i to ile dusza zapragnie. Po trzech dniach pobytu w naszym mieszkaniu musieliśmy je opuścić. Rosyjski sztab zajął ulicę. Teraz nastąpił straszny okres czasu – życie pośród wielu wtłoczonych w ciasne mieszkanie osób. Nie mieliśmy odwagi, aby wyjść na ulicę, a żywności brakowało. Co noc dobijanie się do drzwi przez Rosjan i przeszukiwanie mieszkania w poszukiwaniu kobiet i je gwałcono, nie baczą na przyglądające się gwałconej kobiety dzieci i 20 innych osób. A gdy im nie otworzono, sypały się szyby z okien, przez które wchodzono i Niemców bito, albo też drzwi rozbijano kolbami karabinów. Sześć tygodni spało się w odzieży. W ciągu dnia nieustanne przeszukiwania przez Rosjan każdego zakątka aż po strych i rzadko przeszukujący odchodzili bez łupu. Najbardziej pożądana była wódka.

Mapa zniszczeć w centrum Lęborka po wkroczeniu Armii Czerwonej.
Mapa zniszczeć w centrum Lęborka po wkroczeniu Armii Czerwonej.

W wyniku pożarów zniszczonych zostało wiele budynków, całe ich bloki, np. cały rynek, ulice Stolperstraße, Danzigerstraße, Neuendorferstraße, Marktstraße, Klosterstraße i Mühlenstraße; żałosny obraz ruin, ale jeszcze gorszy był widok ulic tego niegdyś tak pięknego i czystego miasta. Wszędzie rozproszone pierze, nawet całe pierzyny, padłe konie, wraki samochodów, bezużyteczne koła, części powozów, przedmioty gospodarstw domowych, obalony każdy słup ulicznych latarń, potłuczone szyby wszystkich wystaw sklepowych, wokoło porozrzucane połamane fotele, krzesła, kanapy. A jeszcze do tego zatarasowane chodniki i jezdnie przez zapadłe ściany budynków – obraz spustoszenia.

Niebawem przemocą sprowadzona została siła robocza. Należało obierać ziemniaki, obsługiwać rosyjskie szpitale, prać bieliznę, sprzątać ubikacje itd.. Rosjanie nie potrafili posługiwać się WC-etem; muszle zapełniano aż się przelewały, nie spłukując je po sobie, a nieczystości zmuszeni byli każdego ranka usuwać Niemcy. Sztab rosyjski zajął nowocześnie urządzone budynki – nowe budownictwo z WC-etami, mimo tego polecili zbudowanie w ogrodach szaletów, w których swoje potrzeby załatwiać można było zwyczajowo na stojąco.

Po około czterech tygodniach wprowadzono zakaz plądrowania, ale zakazu tego nie przestrzegano. Nadal też trwało gwałcenie kobiet. Nie należały do rzadkości rabunki w biały dzień i na otwartej ulicy.

tłumaczenie: Apolinary źródło: Pomorskie Forum Eksploracyjne

3 KOMENTARZE

  1. I teraz tych wszystkich skur….ów którzy krzywdzili kobiety i innych członków naszej narodowości powinno się sądzić skazując na najcięższe wyroki a im bliskim odbierać prawa publiczne bo nie wierzę że nie wiedzieli co ich ojcowie albo mężowie robili w czasie wyzwalania.Koniec milczenia i zasłaniania się propagandą.

  2. WIELKIE SĄ RACHUNKI KRZYWD NARODÓW.
    – żadna dłoń ich nie wynagrodzi. Żadna kara nie da szczęścia, które odeszło ze zniszczonym życiem.
    Dlatego zbrodnie wojenne nie mają przedawnienia. Dlatego ujawnienie ich sprawców i wspólników wykonawców powinno służyć prawdzie. Jej poznanie musi być warunkiem szczerej przyjaźni, jeśli taka ma kiedyś zaistnieć między ludźmi, czy między całymi narodami.
    Spowiedź narodów i pokuta narodów muszą być tak, jak dla pojedynczego człowieka pierwsze, zanim nastąpi zrozumienie, wybaczenie i przyjaźń.

    Jednak wielu z nas wie, że może być przebaczenie temu, kto zna jego winę i to przebaczenie uczy go zmieniać się. Bo wiemy, że był Człowiek, który choć cierpiał – przebaczył, aby zezwierzęceni ludzie w czasie nienawiści poznali smak dobroci i zwykłej miłości drugiego człowieka.

    Nie wiem jak inni, ale ja sam nie czuję, abym miał prawo do przebaczania win innych ludzi wobec wielu strasznie skrzywdzonych, najwyżej wobec mnie samego. Ta wina zostaje na zawsze, jeśli sprawcy nigdy nie żałowali i nic nie zrobili, aby potwierdzić skruchę. Ta hańba pozostaje też wokół nich razem z pamięcią o winach. I to jest kara dla nich, a po ich śmierci dla ich najbliższych.
    O przyjaźń można też prosić, pokazując dobrą wolę i pomoc skrzywdzonym. I to jest jedyne, co wygląda dość ludzko i rozsądnie – lepiej niż zbiorowa odpowiedzialność. Jestem pełen podziwu dla młodzieży niemieckiej, która przyjeżdża grupami do nas po to, aby czyścić, konserwować i układać przedmioty po ofiarach obozów, porządkować budynki i niektóre cmentarze po obozach śmierci, na ziemi zapełnionej popiołami ofiar zamordowanych przez ich przodków, przeważnie będących dla nich obcymi osobami.

    Zbiorowa odpowiedzialność wobec wszystkich bliskich? – To przypomina mentalność okupantów skazujących na śmierć niewinnych ludzi, zakładników czy złapanych na ulicznej łapance, za zabitego gestapowca. Czy chcemy stać się podobni? Osądzić, winnych za winy, ale także każdego, kto je zatajał – także osądzić za współudział. A nie brać w opiekę, gdy będzie się wysługiwał nowym oprawcom nowej władzy. Tak stało się z gestapowcem Janem Kaszubowskim, vel Modrow, zabójcą por Józefa Dambka, dowódcy Gryfa Pomorskiego. Jan Kaszubowski, skazany na śmierć po wojnie za wysłanie setek ludzi do obozu koncentracyjnego, gdzie utracili życie, po wojnie stał się pracownikiem UB i wywiadu. Pracując w Europie „rozpłynął się” w latach 70-tych, gdyż dowody jego śmierci były wątpliwe. To nie to samo, co odebrać zupełnie prawa publiczne. Jego rodzina żyje spokojnie i szczęśliwie.

    W czasie wyzwalania, w czasie okupacji ale i w czasie władzy każdej, która zamykała usta ludziom-działo się często to samo. Także dziś wszędzie tam, gdzie kliki dobierają się do władzy – skrzywdzeni ludzie milczą, bo są zastraszeni, albo nie mają na adwokata. Władza dopuszczająca otwartość mediów – ale z zasadami demokracji – czyli bez ogłaszania wyroków przed zbadaniem win – powinna dać szansę to wszystkim zrozumieć. Zanim się wszyscy pozjadamy, co jak widać jest możliwe, gdy chodzi o zdobycie władzy, nawet miedzy partiami o prawie podobnych ideologiach.

    PS czy dotrze do kogoś o co nam chodzi, jeśli dorzucimy do słów wulgarne obelgi? A poza tym. czy można na serio mówić o konkretach występując jako anonimowy pseudonim, który mówi co chce?

    Dziś nie ma milczenia – teraz ujawnia się dawne podłe zbrodnie. Nie bójmy się tego. Wydaje mi się, że nikt się propagandą dziś nie zasłania. Tylko władcy nie ośmielają się nazwać zbrodnią, tego co nią było, a dyplomaci im przytakują, aby móc z nimi dalej rozmawiać i uczestniczyć w uroczystych spotkaniach, gdzie czują się ważni. I za to ich znacznie mniej szanujemy…
    Pewien przyjaciel nie chciał wytłumaczyć co sam zrobił w zwiazku z zatajaniem przez jego znajomych pewnej zbrodni. Dodał w naszej rozmowie „nikt mi tu nie będzie mieszał k… w mojej gazecie” i zakończył na tym. Cóż – taki wybrał sposób jak zakończyć niewygodną przyjaźń, gdy zabrakło mu słów.

  3. Wynika zarówno z samego tekstu i komentarzy iż KRZYWDĄ WIELKĄ JEST TO „WYZWOLENIE” OD CYWILIZACJI I KULTURY PRZYNIESIONEJ PRZEZ KULTURALNEJ, CYWILIZOWANEJ DOBRZE ZORGANIZOWANEJ I PRZYGOTOWANEJ ARMII A NIE HORDY NIEMIECKIEJ Z DNIEM 1.09.1939 R.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.