W nawiązaniu do wypowiedzi Mariana Pułtuski chciałbym tylko na jeden wątek zwrócić uwagę. Otóż Kościół Katolicki w swojej posoborowej (oczywiście mam na myśli Vaticanum Secundum) doktrynie jednoznacznie opowiedział się za rozdziałem Kościoła i państwa i za tegoż państwa neutralnością światopoglądową. Nie oznacza to wcale rezygnacji z oparcia prawa i porządku społecznego na wartościach humanitarnych uznanych w naszym kręgu cywilizacyjnym, a wywodzących się w zasadniczej mierze z chrześcijaństwa, ale też przecież z kultury antycznej. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że prawo państwowe musi uwzględniać prawa dla wszystkich swoich obywateli, bez względu na różnice religijne, rasowe, narodowościowe itd., a także, że państwo nie narzuca nikomu jakiegokolwiek światopoglądu.

Co zatem ma uczynić państwo wobec homoseksualistów(tek), biseksualistów(tek), transseksualistów czy heteroseksualnych par nie chcących, albo nie mogących żyć w związkach małżeńskich? Stety czy niestety Pan Bóg tak różnie wyposażył ludzi jeżeli idzie o ich preferencje od zawsze. Osobiście nawet wolałbym, aby wszyscy byli heteroseksualni, żyli w szczęśliwych związkach małżeńskich, a dzieci rodziły się i wychowywały w klasycznych rodzinach. Ale co z tego skoro życie, jak zwykle, jest bogatsze od naszych o nim wyobrażeń. W związku z tym państwo poprzez odpowiednie organy winno takie rozmaite sytuacje uwzględniać. Stąd dyskusja o związkach partnerskich i potrzebie ich uregulowania. I za tym się opowiadam.

Jestem natomiast przeciwny stawianiu znaku równości między małżeństwem i takim związkiem oraz traktowania płci jako sprawy „płynnej”, trudno definiowalnej(!). Natomiast wszyscy, którzy chcą żyć w związkach małżeńskich, czy to sakramentalnych czy cywilnych mają do tego pełne prawo. Usankcjonowanie związków partnerskich jest jedynie wyrazem szacunku dla każdego, bez wyjątku, człowieka i potwierdzeniem jego wolności w wyborze swojej drogi życiowej. Można powiedzieć, że w ten sposób osiągamy większą wolność, co rzecz jasna, winno wiązać się ze zwiększoną odpowiedzialnością za swoje własne życie. Często boimy się tej odpowiedzialności i chcielibyśmy ażeby ktoś instytucjonalnie brał ją za nas. A przecież zadaniem polityki i polityków winno być poszerzanie sfery ludzkiej wolności.

Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu zorganizowanym w Fundacji Batorego na temat: „Szanse innej polityki”. Pretekstem podjęcia takiej problematyki było ukazanie się książki Tadeusza Mazowieckiego „Rok 1989 i lata następne”. Wprowadzenia do dyskusji dokonali: Prof. W. Osiatyński, prof. M. Środa, prof. A. Smolar, WŁ. Cimoszewicz i M. Jurek. Szczęśliwie są jeszcze miejsca gdzie można spotkać i wysłuchać ludzi o różnych poglądach i politycznych orientacjach. Bo przecież warunkiem tej innej polityki jest, jak powiedział T. Mazowiecki, zdolność do dialogu i kompromisu. Brzydzimy się polityką w której dominują monologi, język nienawiści, ciągła podejrzliwość, czyhanie na potknięcie się przeciwnika czy sięganie do przemocy i prowokacji. Tęsknimy za polityką będącą służbą dla dobra wspólnego, bezinteresowną, szlachetną, moralną a zarazem skuteczną. Czy współcześnie są to tylko pobożne życzenia? Wśród uczestników spotkania dominował sceptycyzm co do szans na tę inną politykę. Partie walcząc o poparcie wyborców skłaniają się raczej ku obietnicom niż realnym programom dającym szansę na rozwiązanie wielu trudnych problemów w dłuższym okresie czasu. A media podkręcają atmosferę w pogoni za odbiorcą i reklamami. Mechanizm ten stał się jedną z głównych przyczyn trwającego kryzysu. „Czy nie szkoda życia na taką polityczną łomotaninę?” – zapytał na kanwie odbywanej debaty T. Mazowiecki.

Dyskusja wokół sprawy związków partnerskich pokazuje, że droga do tej innej polityki jest rzeczywiście długa i wyboista.

Jan Król, 24.02.2013.

5 KOMENTARZE

  1. Panie Janie,
    proszę pisać. Nawet jeśli się nie wypowiadam – to jednak czytam systematycznie, zastanawiam i, na pewno nie tylko ja.
    Zgadzam się z wieloma wnioskami Pańskiej wypowiedzi: „…prawo państwowe musi uwzględniać prawa dla wszystkich swoich obywateli, bez względu na różnice religijne, rasowe, narodowościowe itd., a także, że państwo nie narzuca nikomu jakiegokolwiek światopoglądu.”; „…Stąd dyskusja o związkach partnerskich i potrzebie ich uregulowania. I za tym się opowiadam.”; „…zadaniem polityki i polityków winno być poszerzanie sfery ludzkiej wolności.”
    Natomiast zdanie:’…traktowania płci jako sprawy „płynnej”, trudno definiowalnej(!)” uważam za wyjątkowo niefortunne.
    Pana Pułtuskiego nie lekceważę, ale sądzę, że jest bardzo młody i ma ograniczony zakres zainteresowań, a są to wiara i naród. Człowiek się nie mieści w tej sferze. Polecam na początek starą już, bo wydaną w Polsce w 1984 r., książkę „Płeć mózgu” Anne Moir i Davida Jessel. Dla zachęty mały cytat:
    „Mózg nie narodzonego jeszcze dziecka kształtuje się w 6,7 tygodniu po zapłodnieniu. Gdy mózg zaczyna się formować, płód męski poddany zostaje działaniu hormonu męskiego, dawka tego hormonu jest w tym okresie czterokrotnie wyższa niż poziom, który osiągnie przez cały okres niemowlęcy i dziecięcy. Najwyższa ilość hormonu męskiego występuje właśnie 6 tygodni po zapłodnieiu, a także w okresie dojrzewania.
    Ale możemy mieć do czynienia z pewnymi zaburzeniami. Może występować odpowiednia ilość męskich hormonów, aby rozwinęły się męskie narządy płciowe, ale te narządy mogą nie wytworzyć dodatkowej ilości tego hormonu, by mózg ukształtował się według męskiego wzorca. W efekcie na świet przyjdzie dziecko z kobiecym mózgiem w męskim ciele. W taki sam sposób płód żeński przez przypadek może zostać poddany działaniu męskiego hormonu i urodzi się dziecko z mózgiem męskim w kobiecym ciele.
    Przeprowadzono szereg badań, które odpowiadają na pytanie czemu niektóre dziewczynki wykazują cechy typowe dla chłopców i odwrotnie. Stwierdzono na przykładzie dziewczynki, że wpływ może mieć nieprawidłowość działania gruczołu nadnercza, który wydziela substancję podobną do męskiego hormonu, który oddziałuje na żeński mózg. Narodzona dziewczynka ma więc mózg ukształtowany według wzorca męskiego. Nieprawidłowość ta powoduje także wykształcenie się niedorozwiniętych męskich męskich narządów płciowych z równoczesnych ukształtowaniem prawidłowych żeńskich. Męskich narządów można się pozbyć chirurgicznie. lecz zmian, które zaistniały już w mózgu niestety nie da się odwrócić.”

    Panie Janeczku, my, już w drugiej połowie życia, możemy bez bólu wyrzec się stereotypów. Pozostaje tylko pytanie, czy w każdym człowieku zobaczymy Człowieka i pozwolimy mu żyć po swojemu, wiedząc do czego prowadzi życie…
    Pozdrawiam Pana bardzo ciepło.
    Wierna czytelniczka (od niedawna, ale jednak)
    Magda Wa.

  2. Szanowna Pani Magdo! Dziękuję za komentarz. I mam pytanie czy rzeczywiście problemy z płciową tożsamością biorące się z genetyki usprawiedliwiają mówienie o płynności płci? Zresztą sformułowanie to zaczerpnąłem od znanej pani profesor. Jednak kobieta to kobieta, facet to facet a pomiędzy są przypadki tej dwojakiej natur. Ale jednak są one wyjątkiem. Nie znam statystyki w tym obszarze jednak wydaje mi się. ze owa płynność to wyjątek od reguły. jan król

  3. Zgadzam się co „do wyjątku od reguły”. Bez wątpienia są to sytuacje wyjątkowe. Też nie znam statystyk. Nie mniej jednak istnieją, żyją między nami uwięzieni w obcym ciele. Do tego smagani pogardą, pogróżkami, a wręcz niekiedy nienawiścią, nie przestają być przecież ludźmi. Czy powinni żyć w odosobnieniu, jak niegdyś trędowaci, czy jak jeszcze w 60-tych latach dzieci z zespołem Downa?
    Pozdrawiam
    Magda

  4. Oczywiście, że nie. Są ludźmi z pełnią im przysługujących praw. Ale czy to upoważnia do mówienia o płynności płci? Chyba że opowiemy się za Heraklitem „panta rei”!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.