Laos pozostawiają za sobą i kierują się do Wietnamu. Łebianki podróżujące po Azji przedstawiają czytelnikom Gazety Kaszubskiej kolejną część relacji ze swojej egzotycznej przygody.
Laos pozostawił po sobie ogromne wrażenie. Jest po prostu piękny. Ogromne góry wapienne porośnięte drzewami. Jak już pisałam nie ma tu dużo do zwiedzania, ale jest dużo opcji trekkingowych i samo przemieszczanie się z miejsca na miejsce to przygoda. Ostatnie miejsce, w którym byłyśmy –jakieś 100 km od granicy to folklor w najlepszym wydaniu. Laotańczycy nigdzie się nie spieszą i na wszystko trzeba czekać o wiele dłużej niż u nas. Taki zdrowy tryb życia!
Jesteśmy już w Wietnamie, przeprawiliśmy się przez lądowe przejście graniczne na północy Laosu. Na granicy Wietnamczycy obsługiwali nas nie szczędząc informacji o samym Wietnamie. Niejedna informacja turystyczna wysiada!
Dien Bien Phu – to pierwsza nasza przystań, odwiedziłyśmy bunkry i pomniki poświęcone bitwie, jaką Wietnamczycy stoczyli z Francuzami o wolność swojego kraju. Z Dien Bien Phu jechałyśmy w małym autobusie w 30 –sto stopniowym upale, bez klimatyzacji, z 20-stoma Wietnamczykami. Była też kura z kurczętami w klatce, pan z kogutem na ramieniu, wielkie selery, zbiorowe charkanie i przerwy, co 2 godziny.
Zobacz pozostałe artykuły z serii „Łebianki zwiedzają Azję” >>
Dowiedziałyśmy się też, że z damskiej ubikacji nie można korzystać, przeznaczona jest ona na „grubsze sprawy”. Można załatwić się przed toaletami opierając stopy na dwóch cegłach! Ach, co to była za podróż… trwała tak jak każda porządna podróż azjatyckim środkami lokomocji 12 godzin.
Dotarłyśmy już do Hanoi. Miasto ma szalone tempo. Ruch uliczny jest zwariowany. Wszędzie pełno skuterów. Trafiliśmy na Nowy Rok, który potrwa parę dni. Wszyscy są zaaferowani, w hotelu podano nam tradycyjną wietnamską kolację.
Joanna Szreder