Fot. GK

Nie wiesz dokąd wyjechać zimą na narty lub snowboard? Przeczytaj kilka  praktycznych porad instruktora narciarskiego.

Początek sezonu zimowego to czas, gdy narciarze i snowboardziści zastanawiają przede wszystkim nad jednym:  dokąd tej zimy wyjechać? Osoby uprawiające sporty zimowe od wielu lat mają swoje sprawdzone miejsca. Tym, którzy przygodę z deską lub dwoma deskami dopiero zaczynają, wskażę kilka miejsc, które warto zimą odwiedzić.

Fot. GK
Fot. GK

 

Gdy jedziemy w góry po raz pierwszy w życiu, nie dajmy się zwieść opowieściom wprawnych narciarzy i snowboardzistów wychwalających uroki Alp. To – przynajmniej na pierwszy wyjazd – za wysokie progi. Idealnym miejsce na rozpoczęcie przygody ze sportami zimowymi może być na przykład Białka Tatrzańska. W Internecie, w zależności od zasobności naszego portfela, znajdziemy mnóstwo adresów hoteli, pensjonatów i kwater prywatnych. Gdy szukamy najlepszego miejsca na nocleg, warto kierować się nie tylko ceną, ale także odległością naszej kwatery od wyciągów narciarskich. Przemierzenie bowiem kilku kilometrów pieszo w butach narciarskich, może już pierwszego dnia odebrać nam radość
z wyjazdu. Po przyjeździe na miejsce, niech nas nie zaskoczy także nieco inny wygląd pensjonatu czy kwatery od tego, który widzieliśmy na zdjęciach w Internecie. Dodam także, że problem „upiększania i optycznego powiększania pokoi” nie dotycz tylko Białki.  Aby nie przeżyć rozczarowania, trzymajmy się zawsze jednej zasady – lepiej niż na zdjęciach pewnie nie będzie.

Wyjazd w polskie góry ma jednak spore zalety. Gdy jedziemy całą rodziną, największą  jest stosunkowo niska cena wyjazdu. Poczynając od karnetu narciarskiego, a na obiedzie w barze kończąc. W przypadku osób, które zaczynają się uczyć jazdy na nartach czy desce, zaletą może być nawet mała liczba tras i wyciągów. Po pierwsze – nie zgubimy się na stoku, po drugie – stosunkowo szybko zostaniemy „mistrzami niebieskich tras”, co poprawi naszą formę nie tylko fizyczną, ale także psychiczną.

Wracając do nauki jazdy na nartach czy desce: pod żadnym pozorem nie oszczędzajmy na nauczycielu. Jak ognia wystrzegajmy się pierwszych lekcji na stoku pod okiem domorosłych instruktorów. W najlepszym wypadku nauczą nas złej pozycji i fatalnej techniki jazdy. W najgorszym – już pierwszy zjazd skończy się poważną kontuzją. Jeżeli nie stać nas na indywidualne lekcje z instruktorem, zapiszmy się do jednej z wielu szkółek zarówno dla dorosłych, jak i dzieci.

Co do kontuzji na skoku, warto pamiętać jeszcze o jednym: szpitalne statystyki pokazują, że najczęściej doznajemy kontuzji podczas drugiego dnia pobytu. Szczególnie niebezpieczne
są godziny popołudniowe. Aby nie były naszymi ostatnimi na stoku w czasie zimowego urlopu, warto nieco odpuścić, relaksując się w barze, na basenie czy  w saunie. Tyle o Polsce.

Fot. GK
Fot. GK

Gdy pierwsze kroki na stoku mamy już za sobą, warto pomyśleć o wyjeździe za granicę. Dla wielu miłośników sportów zimowych kolejnym krokiem są często Słowacja lub Czechy. Choć Słowacy w ostatnich latach zainwestowali w infrastrukturę ogromne pieniądze, Tatry nigdy nie będą Alpami.  Na pierwszą zagraniczną zimową wyprawę proponuję więc Włochy. Aby obniżyć koszty wyjazdu, musimy go zaplanować na początku lub na końcu zimowego sezonu. W grę wchodzą więc grudzień i kwiecień, bo właśnie wtedy wykupując nocleg
w najbardziej popularnych miejscowościach, karnet narciarski lub jak kto woli – skipass, otrzymujemy za darmo. Choć we Włoszech godne polecenia są dziesiątki zimowych kurortów, na pierwszy wyjazd poleciłbym niezwykle popularne wśród Polaków Livigno. Duża liczba wyciągów i tras narciarskich to nie jedyna zaleta włoskiego kurortu. Prawdziwym magnesem ściągającym tam nie tylko Polaków jest strefa wolnocłowa. Dużo mniej niż
w kraju zapłacimy między innymi za alkohol, kosmetyki, papierosy czy paliwo. Znacznie tańsze jest też jedzenie. Polscy turyści powinni więc wiedzieć, że przynajmniej do Livigno nie warto zabierać ze sobą z kraju bigosu, myśliwki czy pasztetów. W pięknej miejscowość każdy znajdzie coś dla siebie. Fani sportów ekstremalnych mogą sprawdzić swoje siły w snowarkach. Imprezowicze nie muszą nawet ściągać narciarskich butów, aby prosto ze stoku trafić do dyskoteki czy pubu. Miejscowość gwarantuje nie tylko doskonałe trasy narciarskie i snowboardowe, ale także mnóstwo przytulnych kafejek, restauracji i butików niemal wszystkich światowych marek. Livigno to także doskonałe miejsce dla osób ze słabą znajomością języka obcego. Olbrzymi liczba przyjeżdżających tam turystów z Polski powoduje, że niemal wszędzie uda nam się porozumieć w ojczystym języku.  Plusy Livigno nie mogą nam jednak przysłonić minusów. Dla mnie największym minusem Livigno są tłumy mniej lub bardziej pijanych rodaków, których w okresie free ski spotykamy na każdym kroku.

Kto zimą odwiedził już Włochy, powinien pojechać także do Francji. Męczącą podróż – najczęściej niestety autokarem – zrekompensują na pewno najdłuższe alpejskie trasy. Popularne wśród Polaków Les 2 Alpes, czy Val d’Isere, to miejsca, które spełnią wszystkie wymagania najbardziej wybrednych narciarzy i snowboardzistów. Wyprawa do Francji będzie nas jednak kosztować więcej niż do Włoch. I chociaż sam nocleg powinien być tańszy, więcej zapłacimy za podróż, skipass i wyżywienie. Wszystkich, którzy we Francji jeszcze nie byli, zapewniam jednak, że warto pojechać.  Osobom, które do tej pory szusowały jedynie
w Tatrach, bardzo trudno sobie wyobrazić setki wyciągów i kilometrów tras.

O przepaści która dzieli na przykład wspomnianą już polską Białkę Tatrzańską i francuskie Trzy Doliny, najlepiej świadczą liczby. W naszym największym „rodzinnym zimowym kurorcie”  – Białce Tatrzańskiej jest niespełna 20 tras o łącznej długości około 20 kilometrów.  Dla porównania francuskie Trzy Doliny to 335 tras o łącznej długości ponad 600 kilometrów.

Mateusz Ostrowski

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.