Można powiedzieć, że na ogół rytm naszego życia wyznaczają następujące okresy: „od weekendu do weekendu”, „od wakacji do wakacji”, urodziny, imieniny, Sylwester, Nowy Rok itp. Wszystkie one tworzą swoisty cykl, gdzie „czas pracy” bardzo wyraźnie jest oddzielony od „czasu wolnego”  – czasu poświęconego generalnie zabawie, rozrywce i odpoczynkowi.

W rytmie roku kościelnego mamy z kolei do czynienia ze wzajemnym przeplataniem się okresów tzw. „zwykłych” i „świątecznych”. Te ostatnie są związane z różnego rodzaju kościelnymi świętami, będącymi upamiętnianiem istotnych wydarzeń historii, określanej mianem „historii zbawienia”.

Myślę, że znakomita większość z nas w sposób nieomal magiczny przywiązana jest do tradycyjnego kalendarza: liczymy kolejne lata, pory roku, wakacje, weekendy i wokół tych okresów  ogniskujemy całe nasze życie, plany i marzenia.

Wraz z pierwszą niedzielą Adwentu (w tym roku przypada ona 2 grudnia) rozpoczyna się w kościele nowy rok liturgiczny. Jak więc widać, w stosunku do tradycyjnego kalendarza różni się on o prawie miesiąc. Zadam w tym miejscu retoryczne pytanie: kto z Państwa świętuje hucznie zakończenie roku kościelnego, kto w ogóle o tym pamięta? Oczywiście istnieje tradycja bali andrzejkowych, ale kto jeszcze ma świadomość tego, że dotyczą one zbliżającego się Adwentu i nowego roku liturgicznego?

Świecki kalendarz ma w naszym życiu znaczenie dominujące. Mistrzowie życia duchowego zauważają w tym kontekście, iż dopóki ktoś, kto uważa się za chrześcijanina żyje rytmem roku kalendarzowego, a nie liturgicznego, nie może o sobie powiedzieć, że jest dobrym chrześcijaninem.

Takie stwierdzenie może budzić zrozumiały sprzeciw. Ale czy faktycznie jest to przesadzona teza? Można bowiem powiedzieć, że w istnieniu tych dwu rodzajów kalendarza, ogniskują się, jak w soczewce, kwestie priorytetów, które w swoim życiu wyznaczamy. Co właściwie jest dla nas ważne? To, co doczesne, czy to, co duchowe? To, co płytkie, czy też to, co głębokie? I jak właściwie chcemy przeżyć życie? Jako istoty myślące, czy też jako ci, którzy ślizgają się po powierzchni życia?

Adwent jako pierwszy okres roku liturgicznego ustawia nas od początku wokół istotnych spraw naszej egzystencji. Nie chodzi bowiem tylko o to, jak powszechnie się sądzi, by wspominać Wcielenie Jezusa Chrystusa (choć to też ma istotne znacznie), ale także o to, by uświadomić sobie, iż czekamy na powtórne przyjście Chrystusa. Wtedy też dopiero (a wbrew wszystkim filmowym „proroctwom”) zakończą się dzieje świata.  Adwent to odpowiedni czas, by nad tą prawdą się zastanowić. Jedną z refleksji może być ta, że tak naprawdę końcem świata dla każdego z nas jest nasza własna śmierć…

Nieżyjący już szef firmy Apple, Steve Jobs, podczas pamiętnego przemówienia na Uniwersytecie Stanforda, stwierdził: „Pamięć o tym, że wkrótce mogę już nie żyć miała ogromny wpływ na podejmowanie wielkich wyborów w moim życiu. Wszystkie oczekiwania, cała duma, strach przed porażką lub zażenowaniem nikną w obliczu śmierci. Pamięć o tym, że umrzesz jest najlepszym sposobem, aby uniknąć pułapki myślenia, że masz coś do stracenia. Jesteś już całkowicie obnażony. Nie ma żadnego powodu, abyś nie podążał za głosem serca”.

Słowa te są dla mnie wymownym świadectwem tego, jak świadomość własnej śmiertelności i skończoności może być brzemienna w skutki dla działań i wyborów, które tak czy siak, podjąć musimy. Od siebie dodałbym, że nie tylko świadomość śmierci ma wyzwalające znaczenie w obliczu problemów, z którymi w toku życia się stykamy. Przede wszystkim świadomość tego, że bez względu na wszystko, nasze życie od początku do końca jest w ręku Boga i nic i nikt bez Jego wiedzy nie jest w stanie nam zaszkodzić, niesie ze sobą równie błogosławione skutki.

Te dwa aspekty przeplatają się dla mnie w adwentowym okresie. Nie sądzę jednak, by każdy, kto na serio potraktuje konieczność refleksji nad śmiercią i obecnością Boga w swoim życiu, osiągnie opisaną wewnętrzną wolność w ciągu jednego, choćby intensywnie przeżytego Adwentu. Kolejne lata powtarzania, wydawałoby się, bezsensownego, cyklu roku kościelnego, mają za zadanie krok po kroku przemienić nas w taki sposób, by ostatecznie ukształtować w nas nasz prawdziwy obraz, prawdziwy, bo zgodny ze wzorem, który ma o nas Bóg.

Tego sobie i Państwu w nadchodzącym Adwencie z całego serca życzę.

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.