Fot. Rafał Czupajło

Co trzyma Pana w Trójmieście?

Gdańsk to moje rodzinne miasto. Tu się urodziłem, tu biegałem po podwórkach, chodziłem do przedszkola, szkoły podstawowej i liceum, a liceum mieściło się 100 metrów od Stoczni Gdańskiej i w latach osiemdziesiątych działa się tam wielka historia, dlatego też jestem emocjonalnie z tym miastem związany. Uważam, że jest to świetne miejsce do życia. Oczywiście miałem kilka takich słabych momentów, gdy zastanawiałem się nad przeprowadzką do Warszawy, bo ze względów zawodowych powinienem się tam przeprowadzić już dawno, ale na szczęście zostałem w grodzie nad Motławą.

Nie lubi Pan Warszawy?

Nie jestem zwolennikiem narzekania na Warszawę – wpadam tam do studia, na koncert, realizuję się artystycznie, następnie po dwóch, trzech dniach, wracam do domu. Mam kiepskie połączenia. Tanie linie upadły, LOT jest drogi i ma mało połączeń, autostrady do końca nam nie zbudowano, na kolej nie można liczyć. Kiedyś jazda pociągiem trwała trzy godziny z hakiem i było się w Warszawie, teraz człowiek męczy się ponad sześć godzin  i nadal nie dojeżdża, więc można powiedzieć, że jesteśmy trochę odcięci od świata i Polski.  Jest w Warszawie enklawa byłych mieszkańców Gdańska, która tęskni za swym rodzinnym miastem. Byłem do ich klubu kilka razy nawet zapraszany. Wielu dziennikarzy myśli, że jestem warszawiakiem. Czasami dzwonią do mnie z Woronicza i proszą, żebym za dwie godziny był w studiu, a ja im odpowiadam, że za dwie godziny, to nie dam rady, bo to z Gdańska jest całe  350 kilometrów….

Fot. Arleta Zmyślona

Nagrał Pan płytę z bajkami po kaszubsku. Czy folklor Pana kręci?

To była wielka przygoda móc nagrać taką bajkę, choć nie było to łatwe dla mnie, który nie zna języka kaszubskiego, ale przy dzielnej pomocy specjalistów, którzy zwracali uwagę na moje błędy, udało się stworzyć coś bardzo interesującego. Dla mnie to była wielka frajda. Wyszła z tego płyta – myślę, że jest to ciekawy projekt, który pokazuje piękno kultury kaszubskiej, ale także piękno języka, który jest bardzo dźwięczny, miękki, ciekawy w brzmieniu.

W jaki sposób związany jest Pan z Kaszubami?

Nie jestem Kaszubą. Mieszkam w Gdańsku od urodzenia, ale zawsze byłem związany z Kaszubami, chociażby poprzez to, że moi rodzice kupili dom w latach siedemdziesiątych nad jeziorem Brodno Wielkie, w okolicach Złotej Góry, 10 km za Kartuzami – i zawsze tam jeździliśmy na weekendy. Uwielbialiśmy spędzać tam wakacje, jeździć rowerami po okolicach, uczestniczyć w ,,Truskawkobraniu’’ – największej imprezie plenerowej na Kaszubach. Czuję się z Kaszubami bardzo związany. I zawsze, gdy jestem pytany przez dziennikarzy, gdzie polecam spędzanie wakacji, to reklamuję Kaszuby. Wszyscy jeżdżą w góry, do Zakopanego, albo na modne wśród warszawiaków Mazury. Kaszuby są jeszcze mało spenetrowane. Szwajcaria Kaszubska jest bardzo ciekawa, Mierzeja Helska, Złota Góra, wieś Węsiory, gdzie są kamienne kręgi, okolice Kartuz, Kościerzyny – ciekawe są dlatego też, że nie ma tam masowej turystyki, czy przemysłu. Mamy Kaszubski Park Krajobrazowy, strefę ciszy. Nasze tereny nie są tak zajeżdżone jak Mazury – a przez to  ciekawsze.

To dlatego Pan tu został?

Uwielbiam sporty wodne, wycieczki łódką, kajakiem. Mam na Kaszubach, koło Złotej Góry, taką przystań, gdzie stoją moje kajaki, łódka, rower wodny – i to jest wielka frajda móc z miejsca, gdzie mieszkam, przejechać w 40 minut i znaleźć się w tak zielonym rejonie. Gdańska starówka i jej kamieniczki na Mariackiej to miejsce bajkowe. Jest także blisko do Sopotu, można pojechać na plażę do Brzeźna, czy na gdańskie Stogi. Miasto Gdańsk  – ma też swój urok postindustrialny, a nawet romantyczny – i mam tu na myśl Gdańską Stocznię, żurawie, które są na stałe wpisane w krajobraz miasta – to wszystko powoduje, że jestem  estetycznie  i duchowo związany z tym miastem, dlatego też przeniesienie się na stałe do Warszawy byłoby błędem.

Studiował Pan przez 7 lat w Łodzi. Brakowało Panu morza?

Po studiach w Łodzi wróciłem do Gdańska. Był to powrót bardzo świadomy. Stwierdziłem, że co innego studia, a co innego zapuszczenie korzeni. Brakowało mi morza.

Jak wyglądałoby Pana życia, gdyby jednak z Łodzi pojechał do stolicy i tam po studiach został?

Z pewnością bym nie wychodził z telewizora. Wiadomo będąc na miejscu bardziej pilnuje się swoich spraw i pewnie gdybym został w stolicy, chodziłbym po bankietach, klepał się po plecach z prezesami telewizji i pijał z nimi alkohol,  pewnie byłbym dziś drugim Krzysztofem Ibiszem, piątym Tomaszem Kammelem, czy szóstą Edytą Górniak. A ja wolę Trójmiasto.

Czy jest jednak coś co Pana drażni albo martwi na Pomorzu?

Czekam na zagospodarowanie Wyspy Spichrzów – to jest problem, który się ciągnie od lat. Od lat tam powinny stać już hotele, wspaniałe kluby, centra rozrywki, miejsca przyjazne dla mieszkańców i dla turystów. Także okolice przystoczniowe – są ciągle słabo zagospodarowane, są plany aby powstało tam takie downtown z prawdziwego zdarzenia – jeszcze jak wiemy daleko do tego, ale – mam nadzieję – będzie pięknie. Sopot też się zmienił, jest światowo, chociaż są podwóreczka, które nadal straszą. Na Kaszubach przybyło wiele ładnych pensjonatów, zlikwidowano tandetne kioski z piwem, natomiast boli mnie to, że śmiecimy. Mamy wiele dzikich wysypisk. Jeżdżąc rowerem po lesie można się natknąć na meble, pralki, puszki po piwie. Same kary nie rozwiążą problemu. To kwestia świadomości, ale, jest to praca na lata. Sami sobie sramy na wycieraczkę przed własnym domem. To wiele mówi o naszej kulturze. Przykra sprawa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.