fot. GK

Pływają w niej zdechłe gryzonie, śmierdzi stęchlizną i gnojowicą. Mimo to trzeba podawać ją dzieciom. Mowa o wodzie, z której muszą korzystać mieszkańcy leśnej osady w pobliżu wsi Gogolewo w gminie Dębnica Kaszubska.

fot. GK

Ewa Bryjka ze wsi Gogolewko musi chodzić po wodę do studni kilka razy dziennie. Problem w tym, że jest jej w studni coraz mniej i do tego jest coraz gorszej jakości. Aby korzystać z wody pani Ewa zmuszona jest najpierw ją przecedzać. Filtrem jest… stara firanka. I choć doskonale oczyszcza wodę z liści czy owadów, z zapachem stęchlizny i smakiem gnojowicy firana już sobie nie radzi. Pani Ewa przyznaje, że gdy po przegotowaniu podaje wodę czteroletniej córeczce każdego dnia boi się o zdrowie dziecka.

– Już kilka razy gdy wyciągałam wodę ze studni w wiadrze pływał zdechły szczur lub mysz. Mimo to musieliśmy te wodę pić bo innej nie mamy – mówi Ewa Bryjka.

Skazana na picie wody ze studni jest nie tylko rodzina Bryjków, ale także 88-letnia Anna Wójcik, którą na co dzień opiekuje się pani Ewa. – Po tej wodzie często mnie mdli i źle się czuje, ale jak bardzo chce mi się pić to muszę z niej korzystać – skarży się Anna Wójcik.

Choć wszyscy mieszkańcy narzekają na jakość wody, jeszcze większy problem pojawia się gdy wody w ogóle w studni nie ma. Jak mówi Ewa Bryjka, gdy studnia wysycha jest zmuszona jechać dwa kilometry do swojej matki, skąd przywozi zapas w baniakach. W czasie deszczu podstawia wiadra pod rynnę, by w ten sposób nałapać wodę do picia i mycia.

Pani Ewa od lat prosi gminę o budowę wodociągu. Niestety bezskutecznie. Eugeniusz Dańczak, wójt gminy Dębnica Kaszubska tłumaczy, że dom rodziny Bryjków jest oddalony od wioski półtora kilometra, więc rentowność stworzenia takiego wodociągu jest tak niska, że znikąd nie może zdobyć funduszy na dofinansowanie tej inwestycji. Gdy nikt nie chciał współfinansować budowy wodociągu do jednego domu, gmina zaczęła zastanawiać się nad budową studni głębinowej. Szybko okazało się jednak, że dla kilku osób nie opłaca się tego robić.

– Robiliśmy już wstępne badania. W tym miejscu lustro wody jest 60 metrów pod ziemią. Musielibyśmy więc wybudować studnię o głębokości ponad 60-ciu metrów, a to koszt około 40 tysięcy złotych – mówi Eugeniusz Dańczak.

Wójt obiecuje, że w ciągu kilku tygodni gmina zacznie dowozić do gospodarstwa wodę w baniakach. I choć panią Ewę wiadomość ucieszyła, kobieta obawia się, że prowizoryczne rozwiązanie na lata zastąpi prawdziwy wodociąg.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.