Śmiertelnie trujący fosfor biały, który w maju skaził plażę w Czołpinie, mógł pochodzić z arsenału wojska. Mimo to słupska prokuratura zamierza umorzyć sprawę.
W maju w Czołpinie pod Ustką, na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, morze wyrzuciło na brzeg smoliste polepione i częściowo płonące grudki, które przypominały napalm. Skażenie objęło 13 km wybrzeża. Plażę zamknięto na kilka dni, a strażacy z Gdańska zebrali ponad 720 kg zanieczyszczeń. Próbki substancji były badane przez chemików Marynarki Wojennej. Wojsko podało, że materiał zawiera związki fosforu i bromu, ale wówczas wykluczyło, by był to bojowy środek trujący.
Gazeta Wyborcza dotarła do niejawnego raportu chemików z Politechniki Gdańskiej, którzy stwierdzili, że znaleziony na plaży materiał jest „ze wszech miar niebezpieczny” i „może stanowić rodzaj środka bojowego, który celowo lub przypadkowo trafił do morza”. Według GW prokurator Dariusz Iwanowski z prokuratury w Słupsku, zajmujący się ta sprawą, chce umorzyć dochodzenie. Przesłanką do umorzenia dochodzenia jest to, że ta substancja mogła pochodzić z czasów II wojny światowej. Podobnego zdania jest gen. Frydrych z poligonu w Wicku Morskim, który przekonuje, że jednostce fosfor nie jest wykorzystywany. Mimo tej opinii, jest wielce prawdopodobne, że za skażeniem stoi wojsko. Jak podaje Gazeta Wyborcza, trzy tygodnie przed zanieczyszczeniem w okolicach odbywały się manewry 13 polskich okrętów, które ćwiczyły m.in. osłonę szlaków komunikacyjnych. To właśnie „zasłona dymna”, którą tworzy się przy pomocy fosforu, mogła spowodować zanieczyszczenia fosforem na naszych plażach.