Pierwszy położył głowę pod topór Tomasz Zadroga, szef największej grupy energetycznej PGE. Potem na szafot trafił Michał Szubski zawiadujący PGNiG-em. Teraz stanowisko stracił Edward Nowak wielce zasłużony dla Solidarności w okresie jej świetności, były wiceminister przemysłu i gospodarki, człowiek nietuzinkowy na wskroś uczciwy i z charakterem.

Ale co w tym wszystkim jest najważniejsze z mojego obecnego punktu widzenia? Otóż wszyscy odwołani zostali bez podania przyczyny. Co więcej, wszyscy Oni wygrali przed rokiem konkursy na następne trzyletnie kadencje, ale uwaga/!/ pod rządami poprzedniego ministra Skarbu. Czyżby więc wyłącznie względy polityczno-personalne wpływały na tak doniosłe, dla tak ważnych spółek decyzje? Przecież polityczna ciągłość rządu jest zachowana, a obecny minister był wiceministrem u Aleksandra Grada. O co więc chodzi? Kto pociąga za sznurki? Na mieście mówią, że źródło tych decyzji leży w kancelarii premiera. To tam powstają różne układanki personalne, o których sami zainteresowani dowiadują się na ogół ostatni. Nie mam podstaw do szczegółowej oceny działań poszczególnych prezesów.  Ale dobrze byłoby je znać tym bardziej że zawiadywali spółkami publicznymi związanymi z energetyką, gazem i zbrojeniówką.

W przypadku Edwarda Nowaka sprawa jest dodatkowo zadziwiająca. W ciągu czterech lat kierowania Bumarem podjął wielki wysiłek integracji Grupy skupiającej 40 spółek produkcyjnych i handlowych i zatrudniającej 10 tys. osób. Wprowadził zaawansowany system informatyczny pozwalający na efektywniejsze zarządzanie całą Grupą. Wreszcie doprowadził do podpisania największego w historii firmy kontraktu eksportowego z Indiami, na dostawę 204 wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3 na podwoziu czołgu PT-91, o wartości 275 milionów dolarów. Kiedy prezes Nowak był już w Indiach, w przeddzień podpisania umowy otrzymał informację od wykonawcy, którym miał być Bumar-Łabędy, że wcześniej ustalona cena ma być podwyższona o 25%. W tym momencie przeżył szok. Zdecydował jednak kontrakt podpisać. Po powrocie odwołał prezesa Łabęd. Wówczas Rada Nadzorcza odmówiła akceptacji kontraktu i przez dwa miesiące cała sprawa pozostawała w zawieszeniu. Clou całej sprawy polega na tym, że tuż po odwołaniu prezesa Nowaka ze stanowiska Rada Nadzorcza kontrakt zaaprobowała. A więc coś, co Edward Nowak uważał za sukces, stanowiło pretekst jego odwołania, po czy ktoś inny ten sukces zapisał na swoje konto. Niewiarygodne, ale prawdziwe.

Ktoś z czytelników może napisać w komentarzu, albo pomyśleć:  a co „Gazecie Kaszubskiej” do rozgrywek na szczytach władzy. A jednak. I tu zwracam się do najbardziej aktualnie wpływowych Kaszubów, których znam osobiście: Donalda Tuska /premiera/, Janka  Wyrowińskiego /wicemarszałka Senatu/, Kazia Kleiny /senatora/. Uczytelnijcie Panowie politykę kadrową! Te ostatnie spadki notowań PO i tutaj mają swoją przyczynę.

Sprawa jest jednak szersza i dotyczy nie tylko spółek Skarbu Państwa. Od miesięcy np. zespół słynnego teatru Dramatycznego w Warszawie nie może doprosić się pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jasnego stanowiska co do dalszych losów teatru i jego dyrektora. Słynna Warszawska Opera Kameralna od ponad dwóch miesięcy nie może liczyć na spotkanie z marszałkiem województwa celem omówienia swojej przyszłości , a znany wszystkim  zespół pieśni i tańca Mazowsze sięgnął do broni strajkowej, bo polityka właściciela grozi zaprzepaszczeniem jego dorobku. Takie zachowania decydentów nijak się mają do deklaracji składanych podczas wyborczych kampanii.

PGE i PGNiG mają już nowych prezesów powołanych w niby konkursach. Niedługo Bumar też ma mieć nowego szefa. I też  wszystkich ich znam i życzę im sukcesów. Ale chciałbym, aby pamiętali o losie swoich poprzedników i żeby bez podania powodów nie byli odwoływani przez kapturowe sądy, kiedy pojawi się kolejny władca.

Jan Król  24.03.2012

2 KOMENTARZE

  1. Zle pojmowana władza i to na każdym szczeblu demoralizuje, rozpasa, wywyższa, rozzuchwala i przytępia empatię. Władza też męczy. Tak jest z domowym demonem, który absolutnie nikomu nie odda pilota od telewizora, poprzez bezkarnych urzędników, używających swojej władzy do gnębienia wystraszonych interesantów, na najważniejszych osobach w państwie kończąc. Zdaje się, że premier Tusk pasuje do wyżej przedstawionego schematu, czemu daje ostatnio dowody. Myślę, że zasadniczym czynnikiem jego zagubienia jest zmęczenie materiału i brak jasnych koncepcji na przyszłość. Dlatego zalicza wpadkę za wpadką. Kolejne wybory zweryfikują jego rządy i w najgorszym wypadku, niestety u steru może stanąć Kaczyński. Innymi słowy mówiąc jest źle, ale z Kaczyńskim, Macierewiczem, Fotygą, Kamińskim i innymi, będzie z całą pewnością katastrofalnie.

  2. Co innego mówią, a co innego robią. Miały być rządy fachowców, a są rządy układów partyjnych i „kolesiów”. Sam Premier też nie jest fachowcem na stanowisku, które piastuje. Zarządzanie przedsiębiorstwem, to nie „w kij dmuchał”, a co dopiero zarządzanie państwem. Tu nie można improwizować, jak w sztuce. Nie sprawdzają się eksperymenty z partyjnego nadania. W tej chwili perspektywy jakiejkolwiek zmiany są nieciekawe. Przecież nie wystarczy być znanym działaczem partyjnym, by sprawdzić się jako profesjonalista w zarządzaniu na urzędach państwowych. Prawdę mówiąc, do dobrego rządzenia potrzeba fachowców z autorytetem, a partie nie są potrzebne wcale. Jaki z nich pożytek, jeżeli tylko pchają się do władzy, a jeszcze wyciągają swoje „brudne łapy” po pieniądze z budżetu państwa. Głosowanie w wyborach powinno odbywać się na ludzi z przygotowaniem fachowym, a nie na partie.Ten przeżytek „czasów minionych” już dawno powinien być zaniechany. To jedyny kierunek na skuteczne zmiany i ratunek dla upadającego państwa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.